Cegła - Literatura - Proza - Poezja
100 000 KSIĄŻEK NA WWW.TAJNEKOMPLETY.PL !!!
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Adam Antończak

Miałem marzenie

W dzieciństwie byłem śmiertelnie chory. Lekarze nie dawali mi żadnych szans na przeżycie. Pocieszali mnie jedynie tym, że stanie się to szybko – nie będę dogorywał powoli w męczarniach, mój organizm nie będzie się po kawałku wyłączał, czyniąc ze mnie inwalidę. Kostucha miała mi zadać jedno precyzyjne pchnięcie, załatwić mnie jednym strzałem. Psychicznie też nie zamierzała mnie wykańczać, bo perspektywa ta nie była oddalona w czasie. Dziś cię powiadamiają, że paczka została wysłana – dostawa w ciągu tygodnia. Mówisz – masz. Chyba tylko dzięki temu swoje ostatnie dni spędzałem nie w hospicjum, lecz w szpitalu. Tam odwiedził mnie Andrzej z fundacji „Mam marzenie”.

Długowłosy wolontariusz w firmowej koszulce wszedł do mojej sali. Jeśli się mnie bał, nie okazywał tego. Obaj wiedzieliśmy, że umieram, i przyjęliśmy to za fakt, o którym nie trzeba rozmawiać. O nieuchronnym się nie dyskutuje. Kolega przyszedł w interesach, nie na stypę i nie, żeby biadolić. On – zimny jak hiena cmentarna. Ja – zimny jak trup. Zadziwiające, jak ten duet do siebie pasuje. Idealnie się dobraliśmy.

„Cześć”, standardowa gadka, pytanie o moje marzenie, chwila do namysłu. Gdybym nie wiedział, czego pragnę, Andrzej na pewno miałby dla mnie mnóstwo propozycji, nie potrzebowałem jednak pomocy.

– Chcę zastrzelić psa.

Spodziewałem się, że będzie robił problemy i miałem rację. Truł coś o pozwoleniu na broń, o tym, że jestem nieletni… Mimo to zaskoczył mnie. Nie dotarło to do mnie od razu, ale nie odradzał mi tego ani nie proponował nic innego.

– Rottweiler czy owczarek niemiecki? – spytał na odchodnym.

– Owczarek.

Skinął głową i zniknął w korytarzu.

Następnego dnia zabrał mnie za miasto. Wjechaliśmy na podwórze domu na odludziu. Gdy wysiedliśmy, Andrzej udał się do środka. Zostałem przy aucie sam. Z oddali dobiegało szczekanie psów. Musiało ich być co najmniej kilkanaście, zebranych na małej powierzchni, chociaż pewnie pooddzielanych od siebie, skoro nie słyszałem odgłosów walki.

Andrzej wyszedł z domu z pistoletem w dłoni i zaprowadził mnie za róg. Stała tam szopa. Gdy otworzył jej drzwi, zobaczyłem psa przypiętego łańcuchem do kołka w ziemi. Owczarek niemiecki, chyba wściekły. Gdyby nie zabezpieczenie albo gdybym podszedł za blisko, rzuciłby mi się do gardła. Już się rzucał, tylko nie sięgał.

Andrzej pokazał mi, jak się strzela, ostrzegł o odrzucie i wręczył odbezpieczony pistolet.

– W magazynku masz kilka nabojów. Na wypadek, gdybyś nie mógł trafić. Albo, wiesz, gdyby trzeba było go dobić. Ale postaraj się zrobić to jednym strzałem.

Podszedłem najbliżej, jak się dało, i wycelowałem. Gdy przez ułamek sekundy ślepia utrzymywały się na stałej wysokości, pociągnąłem za spust. Popatrzyłem jeszcze przez chwilę, gotowy ponownie użyć broni, chociaż byłem pewny – nie mógł przeżyć.

Wróciliśmy do szpitala, a wkrótce potem zaskoczyłem lekarzy. To było dziesięć lat temu. Patrzcie – żyję. Przecież nie umrę na serce, skoro podobno go nie mam.

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur