marsz przechodni ramie w ramię z odciętą ręką
i kundlem toczącym pianę z pyska na widok właściciela
na przechadzkę obok nieruchomych drzew
dających szturchańca przy każdej okazji
przez park mijając martwe żywopłoty jak nekrofil
z zapachem nienawidzonych kwiatów w przesileniu
słońca zachodzącego na nieprzytomne skronie
tyle głów już tutaj pękało czekając na swój osąd
dotrzymując kroku rozsypanej tonie węgla od domu
do domu od pracy do pracy bez rachuby miejsca
z którego można bybyło gdziekolwiek uciec