Cegła - Literatura - Proza - Poezja
100 000 KSIĄŻEK NA WWW.TAJNEKOMPLETY.PL !!!
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Aggua

Chleb raz dotknięty uważa się za sprzedany

1.

Jeszcze A.

Jadę do tego miejsca jako A.
Tym bardziej przygotowania do tego wyjazdu są Przygotowaniami A. Do Wyjazdu. A. jest kobietą. Cieszą ją przygotowania do podróży, pakowanie walizek – kosmetyki, szuszarka do włosów, jakieś ubrania, kilka ciepłych swetrów, bo noce tam są strasznie zimne, zwłaszcza latem. Zabiera też trochę jedzenia na podróż, coś do picia, ten drobny upominek dla B., kilka płyt i co najważniejsze - zabiera książki.
Jadę. Początek podróży jest dla mnie zawsze stresujący. Zastanawiam się czego nie zabrałam. I czy aby na pewno mam suszarkę w tej czerwonej torbie. Sprawdzę. Staję na poboczu, otwieram bagażnik. Wzięłam. Jest.
Potem jest już tylko spokojniej. Aż do momentu, w którym mijam ten cmentarz z aniołami stojącymi na ogrodzeniowych cokołach. Wielkie białe anioły. Kawał polakierowanego gipsu potrafi człowieka kompletnie rozbić. Powinnam pogłośnić muzykę. Zapalić papierosa. Muszę zwolnić, dopiero od niedawna jeżdżę samochodem i nie czuję się jeszcze zbyt pewnie
za kierownicą. Cholera. B. pewnie już siedzi w ogrodzie i czeka na mnie. Ciekawe
co ugotowała na obiad. To nic nie daje. Nie mam dokąd uciec od wizerunku gipsowych aniołów. W muzykę, w obiad B. W nic.
I teraz A. będzie coraz bardziej rozdrażniona, niespokojna. Ale na pewno po trzynastej będzie u B. Dzwoniła do niej przed wyjazdem, a B. wie, że podróż nie potrwa dłużej niż trzy, góra cztery godziny. I musi być najpóźniej po trzynastej.

Ktoś przyjechał do B.

Tak, tak, ta podróż mnie wiele nauczyła. Tak, doświadczenie za kierownicą jest bardzo ważne. Nie, nie jestem głodna. Jak tu wszystko zakwitło. Pewnie, tak jak rok temu wieczorem  nazrywamy maciejki i jej zapach będzie w całym domu. Wszyscy zdrowi,
T. tylko czasami narzeka, ze ma za mało czasu na pisanie. Nie wiem, ale ja chyba nie zasługuję na miłość, czarne owce zawsze muszą być. Nie jestem zmęczona. W tym wieku
i tak  świetnie wyglądasz. Może być kawa, ale mocna. Nie, nie szkodzi. I tak szybko zasypiam. Na wszystkich kiedyś przyjdzie czas. Bardzo młodo umarła.
Kapusta z ziemniakami była. Zawsze jest. Czasami nawet starałam się ją przyrządzić według przepisu B., ale to nie było to. Te same składniki, identyczne proporcje. Jak będę jechała spowrotem to zabiorę trochę w słoiku do domu.

Już R.

Cała jej postać została zredukowana do ciszy. A spojrzenie wdzierało się do myśli drugiego. Poszła więc do sklepu. Było parę minut po szóstej nad ranem, ale ta wieś budziła się do życia już przed czwartą. Sklep był w  odległości kilometra od domu B. Szósta rano to trochę
za cicha pora na papierosa. Ale R. musiała zapalić. W paczce zostały już tylko trzy papierosy. W tym sklepie będzie pewnie tylko jeden rodzaj, w dodatku najtańszych pewnie papierosów
z najgorszego pewnie tytoniu.
O tej porze dnia nad całą wsią unosiła się mgła. Jak gdyby Bóg palił papierosa wypuszczając dym prosto w  twarz ziemi. Jest połowa lata, ale powietrze wydaje się być zimne. Za zimne jak na tę porę roku. A wokół roztacza się tylko pozorna cisza. Owszem, R. słyszy wyraźnie śpiew świerszczy, ale przecież ludzie we wsi już od dwóch godzin męczą się z głośną trzypokoleniową codziennością. Rano, zanim sami zjedzą śniadanie, zahipnotyzowani niedokończonym snem idą nakarmić bydło w stajniach. Potem sami są karmieni. Niektórzy chlebem. Inni chlebem i mięsem. Są też i tacy, którym wódka i chlebem i mięsem.
W tym miejscu to nie zegary odmierzają ludziom czas. Tutaj ludzie nadają sens zegarom. 4:00 to czas bydła. 5:00 czas chleba, mięsa i wódki. 5:15 to czas dymu z boskiego papierosa. Od 5:15 do późnego wieczora czas nie istnieje. Zwłaszcza latem, w okresie żmudnych prac
w polu. Dopiero po powrocie do domu, pozwalają czasowi na nowo zaistnieć.
Robiło się coraz jaśniej, przejrzyściej, mgła wracała spowrotem do nieba , a słońce coraz wyżej wiszące pozwalało zobaczyć wszystko jeszcze wyraźniej i ostrzej dotykając swoimi długimi palcami zakończonymi ostrymi pazurami suchej ziemi.
Minęła dom K. I czuła, że on zaraz będzie za nią  szedł. K. to jeden z bogatszych we wsi rolników. Miał duży dom, samochód. I traktor, dzięki któremu wzbudzał podziw i szacunek wsi. Był prostym człowiekiem. W pociągający sposób prostym.
Szedł za nią w odległości zapachu jej perfum. Nie miał odwagi podejść bliżej.  Nawet nie przyszła mu na myśl, żeby coś do niej powiedzieć.  Nie odwracała się za siebie. Za wcześnie było na wejście w jego myśli. Jeszcze nie teraz. Zwolniła trochę kroku, ale on nadal szedł w pachnącej odległości. Była ubrana w fioletową spódnicę, która lekko zakrywała jej kolana, i brązową koszulkę zapinaną na guziki, które na wysokości piersi rozchodziły się ukazując biel jej biustonosza. Przez ramię zwisała pomarańczowa torebka. A on w czarnych spodniach, czarnych butach i flanelowej kraciastej koszuli z podwiniętymi rękawami. Czuł, że się poci. Że powinien rozpiąć koszulę i przewietrzyć swoje ciało.
Ona przecież jest taka świeża.
Odwróciła się. Spojrzała mu w oczy, ale on spojrzał na nią i od razu spuścił wzrok. Rozpoczął banalną rozmowę, Że już lato, że ciepło strasznie, że co ona  tu na wsi, przecież w mieście tyle tego wszystkiego, że do sklepu pewnie idzie, że się  zanudzi  tutaj.  Ona  nic  nie  mówiła.
Weszli do sklepu. Nawet przepuścił ją w drzwiach. Ludzie znowu będą gadali.
Nie było papierosów. Nie było już chleba. Dobrze, ze był ten cholerny makaron na niedzielny rosół.
Za sklepem rozciągają się ziemie uprawne rolników, a za nimi już tylko las, przez który można było dojść do kościoła i drugiego sklepu, w którym o każdej porze dnia można było kupić butelkę jakiegoś taniego wina.
Poszli za sklep. R. wyciągnęła papierosy z torby, poczęstowała jednym K. i powiedziała,
że przyjechała na dwa tygodnie, ale zastanawia się czy nie zostać miesiąc. K. podciągnął jej spódnicę i zaczął ją całować. Chciał dotknąć jej ust, ale R. nigdy mu na to nie pozwala. Nic nie mówili. On swoim silnym i twardym ciałem mocno do niej przywarł. Ona wsparła nogi
o jego biodra, a oddychanie przychodziło jej z coraz większym trudem. Tylko
po to tu przyjeżdżała. Uwielbiała patrzeć wtedy na niego i czuć, ze ma w sobie  nie tyle ciało K. ale i jego życie, dom, rodzinę, całą wieś. Cały szacunek wsi, który na co dzień należał
do tylko do niego. Z każdym jego głębszym ruchem w R wchodziła kolejna cząstka wsi. Zacisnęła zęby na jego flanelowej koszuli, jego ruchy były szybsze, mocniejsze. W niej była już cała wieś. Całe życie. Kiedy jego ruchy stały się wolniejsze, kiedy zaczął szeptać że cudownie pachnie, opuściła nogi  i powiedziała, ze B. na nią czeka. Poszła więc. A on nie potrafił zapiąć rozporka w spodniach, zapytał tylko czy może przyjść wieczorem. Odpowiedź i tak nie była ważna. Przez miesiąc będzie przecież przychodził.

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur