Kupiłem sobie sukienkę. Wkładam jedną rękę i drugą rękę. Zamek myślami zapinam. Czuję się już prawie, jak dziewczyna. Coś poprawię, coś skrócę. Tam rozpruję, wyrzucę. Nićmi nadziei zaszyję. Zrobię z siebie piękną dziewczynę.
Włożę trzewiki na obcasiku. Co by mieć klasę i trochę szyku. Naciągnę zwinnie rajstopy. Poprawię w biodrach sukienkę, bo wąska. Nie mam bioder, jak zdrowa gąska. W biuście wypcham i trochę zwężę, Nie chcę już czuć się jak męskie zwierzę. I spojrzę w przewrotne lustro potem, Co raz pokazuję piękno a raz brzydotę.
Zakocham się w sobie na nowo, Będę czuł się komfortowo.
Tylko twarz moja niespokojna, Zarostem pokryta, spocona. Oczy żalem zaszły, Usta zaciśnięte i wrogie. Co ja z obliczem niechcianym tym zrobię? To, co na dole falbaną ukryję, Ale jak tę twarz męską i tą silną szyję? Bandażem myśli owiję, jak ranę krwawiącą i świeżą. Może kiedyś usta się powiększą, oczy rozszerzą. Może cera zrobi się gładziutka, Rysy zmysłowe, spojrzenie zalotne.
I może kobiecą dłonią kiedyś życia dotknę.
|