Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Andrzej Borecki

Krzyżyk

Upalne lato 1968 roku, a właściwie koniec upalnej wiosny, gdyż to połowa czerwca.
Dla trzecioklasisty Andrzeja minuty płynęły niemiłosiernie wolno. Dwa tygodnie do wakacji, a czas zdał się stać w miejscu. Po co chodzić do szkoły skoro stopnie już wystawione, a na lekcjach same powtórki. Nuda niemiłosierna. Z nauką nigdy nie miał problemów ale fascynowały go rzeczy nowe, jeszcze nie znane. Może dlatego zawsze w wakacje jego ulubioną lekturą były podręczniki do następnej klasy. Lubił z góry wiedzieć co go będzie czekać po letniej kanikule. Powtórki przyprawiały go o ból głowy. Po co wracać do starego, skoro przez ten czas można by się dowiedzieć tyle ciekawych, nowych rzeczy. Widać nauczyciele doszli do tych samych wniosków. Postanowili zafundować swoim wychowankom przedwakacyjną wycieczkę - Zakopane, Kraków, Wieliczka. Zapowiadało się ciekawie. Jeszcze nigdy nie był w górach i tym bardziej podekscytowany odliczał godziny do odjazdu. Trochę było mu nie w smak, że jadą z nimi czwartoklasiści. Będą się wymądrzać jakby wszystkie rozumy pozjadali. O rok starsi a udają dorosłych. Ale niech tam - najważniejsze, że jedzie. Bał się, że mama nie zgodzi się na tę wycieczkę, ale gdy dowiedziała się, że jedzie Jurek i Ala, w końcu machnęła ręką. Super ! Wreszcie na własne oczy zobaczy Wawel, Barbakan, Sukiennice. Od początku trzeciej klasy interesował się historią i chciał skonfrontować swoje wyobrażenia po przeczytaniu książek, z naocznym widokiem tych miejsc. Czy będą tak wyglądały jak je widział przy czytaniu? Ciekawe. Wreszcie nadszedł piątek. W nocy budził się co trochę. Śnili mu się królowie, rycerze, turnieje, wspaniałe uczty. Po każdym przebudzeniu patrzył nerwowo w okno, czy już nie świta. Byle tylko nie zaspać. Ledwo zadźwięczał budzik, był już na nogach. Mycie nie zajęło mu więcej jak minutę, po dwóch był już ubrany i stał u drzwi gotowy lecieć pod szkołę.
- A ty co! Szaleju żeś się najadł.
Roześmiała się mama.
- Śniadanie trzeba zjeść- . Nie wiadomo, kiedy dadzą wam jakiś obiad.
Nerwowo przełykał kęsy jajecznicy ze strachem patrząc na zegarek. Co ta mama? Jeszcze pojadą bez niego.
- Kanapki spakowałam ci do torby. I nie kupuj lodów, bo znowu zachorujesz.
- Akurat. Pewnie, że sobie kupię - myślał - Już prawie zapomniałem jak smakują. Kupię sobie "Bambino" a czy zachoruję czy nie to się okaże. Nagle popatrzył zdumiony.
- A ty mamo gdzie idziesz?
- Odprowadzić- cię pod szkołę.
- Ale po co, jestem przecież już duży.
- Duży, nieduży , ale chcę zobaczyć- jak odjeżdżacie.
Naburmuszył się. Będzie z nim szła jak z jakimś dzidziusiem. Przed szkołą jednak wrócił mu humor, gdy zobaczył, że innym rodzicom wpadł do głowy ten sam pomysł.
Pani Zosia, ich wychowawczyni, rozdawała uśmiechy na prawo i lewo. Widać też cieszyła się z tego wyjazdu. Wreszcie podjechał autobus. Tak jak przypuszczał, czwartoklasiści szturmem zdobyli najlepsze miejsca przy oknach. Zostało tylko jedno, obok Ali. Trudno, niech się śmieją, że siedzi z babą. Najważniejsze, że będzie mógł obserwować widoki za szybą. Zawarczał silnik. Jeszcze pomachał mamie na pożegnanie i ruszyli. W autobusie wrzało jak w ulu.
- Dzieci! Uspokójcie się, bo pan kierowca nie może prowadzić w takim hałasie.
Usiłowała przekrzyczeć gwar pani Zosia z mizernym skutkiem.
- Kochani! Uciszcie się trochę to wam powiem jaki mamy plan wycieczki.
Wreszcie poskutkowało.
- Dzisiaj jedziemy do Wieliczki. Tam zwiedzimy kopalnię, a później przejazd do Krakowa, gdzie mamy nocleg w Domu Studenta. W sobotę zwiedzamy Kraków, nocleg w tym samym miejscu. A w niedzielę rano wyjazd do Zakopanego, gdzie pojedziemy kolejką linową na Kasprowy Wierch.
Hura! Jeszcze nigdy nie jechał kolejką linową, ale będzie fajnie.
Tak jak przedtem minuty ciągnęły się w nieskończoność, tak teraz nie wiedzieć kiedy dojeżdżali już do Wieliczki. Był ciekawy jak wygląda kopalnia. Przecież tato pracował w kopalni. Co prawda żelaza, a nie soli, ale to chyba niewielka różnica. Przypomniało mu się, że tata opowiadał jak na czworakach musi przechodzić chodniki. Czy oni też będą musieli chodzić na czworakach? Ale będzie śmiesznie.
Pani Zosia załatwiła wszystkie formalności i zaczęli schodzić za przewodnikiem kręconymi, drewnianymi schodami. Schodzili i schodzili, kręcąc się w kółko, a końca nie było widać. To co zobaczył na dole, przyprawiło go o zawrót głowy.
- Rany Julcia! Jak w kościele!
Rozświetlone różnobarwnymi lampami ściany, migotały niczym kryształ lub diament, wznosząc się w górę ku wysokiemu sklepieniu. A on myślał, że będą musieli chodzić na czworakach. Dobrze, że nie powiedział o tym Ali. Ale by się z niego śmiała. Z zachwytem słuchał tego, co mówi przewodnik, z podziwem oglądał przeróżne formy solnych brył. Niektóre miały tak misterne, delikatne kształty, że chyba złotnik nie wymyśliłby nic piękniejszego. Nagle zapragnął mieć coś własnego z tego miejsca. W oczy wpadł mu mały solny krzyżyk z rzemykiem na stoisku z pamiątkami. Filuternie błyskał mu w oczy iskierkami odbitego światła. To nic, że pozbędzie się trzech porcji lodów. Ale będzie miał cząstkę Wieliczki. Bez żalu pozbył się większości swoich pieniędzy i ściskał już w ręce lśniący kryształ soli.
Zaczął zastanawiać się ile czasu zajmie im wdrapywanie się po tych wszystkich schodach. Przewodnik powiedział jednak, że pojadą windą.
Wsiedli do autobusu i ruszyli do Krakowa. Zewsząd słychać było komentarze tego, co przed chwilą widzieli.
- Andrzej! Andrzej! Jurek cię woła. Chce zobaczyć ten krzyżyk, który kupiłeś.
Wrzasnęła mu do ucha Ala, szarpiąc go przy tym za rękę. Z niechęcią oderwał się od okna, przecisnął obok koleżanki i ruszył na tył autobusu do Jeżyka.
- Pokaż ten krzyżyk. Podobno fajny.
Ściągnął swój skarb z szyi i włożył Jurkowi do ręki.

To co się później stało, na długo miało zapaść w jego myślach. Miało dręczyć go po nocach, gdy budził się z krzykiem i zlany potem. By w końcu umysł wymazał z pamięci te przeżycia jako niebyłe. Może to była jedyna forma ratunku aby nie oszaleć.
Dzisiaj wspomnienia powróciły. Nie wie dlaczego i po co. Może wreszcie na tyle dojrzał by stawić im czoła.

Nagle poczuł, że podłoga ucieka mu spod stóp. Kątem oka zaobserwował jak ściana autobusu, tam gdzie przed chwilą siedział, skręca się jakby otwierana gigantycznym nożem do konserw. Następnie skłębiona karuzela ludzkich ciał. Uderzał boleśnie o siedzenia, o dach, o drzwi. Te nie wytrzymały impetu uderzenia. Otworzyły się i wyfrunął przez nie jak wystrzelony z procy. Zdążył jeszcze zauważyć przelatujące obok niego koła autobusu, by wylądować w kłujących zaroślach. Przez chwilę leżał bez ruchu.
- Mamo!!!
Wyrwało mu się z piersi.
- Mamo! Ja się boję!
Nie. Nie czuł wtedy bólu. Ten miał przyjść później . Powoli zaczęły dobiegać go jakieś głosy, krzyki, nawoływania. Podniósł się na kolana i ostrożnie rozejrzał. Autobus, a właściwie to co z niego zostało, leżał dwadzieścia metrów niżej , u podnóża skarpy. Stanął na nogach i jak lunatyk zaczął schodzić w jego stronę. Z góry zbiegali jacyś ludzie. Coś mówili, krzyczeli. On jednak jak zahipnotyzowany wpatrzony był we wrak pojazdu i metr po metrze dążył w jego kierunku. Ze środka dobiegały krzyki, płacz. Ludzie, którzy zbiegali z góry próbowali wyciągnąć z wnętrza jego kolegów i koleżanki.
Wtem coś przykuło jego uwagę, coś dziwnie znajomego. W trawie obok niego, błyszczał krzyżyk. Machinalnie schylił się po niego, podniósł. Wraz z krzyżykiem podniósł zaciśniętą kurczowo na rzemyku dłoń. Dłoń i nic więcej . To było ostatnie co pamiętał. Niebo zawirowało nad nim, pociemniało i zapadł w pustkę.
Obudził się na białej sali - jak się okazało Wojskowej Kliniki Medycznej w Krakowie.
O dziwo nic mu się nie stało. Ogólne potłuczenia i zadrapania. Zdążył jeszcze na pogrzeb.
Siedem trumien - kierowca, pani Zosia, pani Halinka, Krzyś, Ania, Jurek i Ala.
Za nimi w kondukcie całe miasto. Szedł obok trumny Ali i Jurka. W ręku ściskał swój słony skarb. Przez głowę przelatywały mu błyskawice myśli, co by było, gdyby wybrał lody.
Przed złożeniem trumien do grobów, na wieku Jurkowej położył swój iskrzący się w słońcu, solny krzyżyk.

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur