Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Aneta Rzepka

Wyznanie poranionej

To, co wydaje nam się miłością, często jest tylko ułudą prawdziwego uczucia. Jak miał na imię? To właściwie nie ma znaczenia. Przecież ono nie wpłynęło na jego postępowanie. Nie do końca pamiętam, kiedy stało się tym najdroższym, jedynym, niepowtarzalnym. Ile mieliśmy lat? Dość dużo na miłość, za mało na odpowiedzialność. Poznaliśmy się na Dworcu Centralnym, przy kasach biletowych. Jeszcze dziś, choć minęło już tyle lat, potrafię wskazać miejsce, w którym go ujrzałam. Cóż, podobno nigdy nie zapomina się pierwszej miłości, pierwszego pocałunku, pierwszych porywów serca... Był romantykiem. Dbał o to, abym zawsze miała świeże kwiaty w wazonie. Róże? Nie tylko, przecież o wiele bardziej lubię szafirki, stokrotki i tulipany. Pisywał dla mnie wiersze. Dziś, z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że marnej jakości, ale wtedy poruszały najwrażliwszą część mojej duszy. Trzymałam je w szufladzie przy łóżku, czytałam przed zaśnięciem, wierząc, że tylko miłość może dyktować tak piękne słowa. Zasypywał mnie komplementami w obecności świadków. Przyznam, że było to nieco krępujące, ale przyjemne. Miałam przecież to, czego los poskąpił moim koleżankom – dobrego, kochającego i niewstydzącego się uczuć chłopaka. Widywaliśmy się rzadko. Nie, nie był to związek na odległość, uważam takie rozwiązania za zbyt nowoczesne, za bardzo trendy. Zwyczajnie, mieliśmy mało czasu. Chyba dobrze nam to robiło, bo dzień spotkania zawsze traktowaliśmy jak swoistego rodzaju święto. Celebrowaliśmy go, czekaliśmy, snuliśmy plany. W walce z tęsknotą pomagała nam korespondencja. Wiem, że w dobie Internetu i telefonów komórkowych nikt już nie wysyła listów w kolorowych, pachnących kopertach, ale my byliśmy inni. Nasza miłość potrzebowała romantycznej oprawy. Koleżanki zazdrościły mi kwiatów, wierszy, miłosnych wyznań i listów, czytywanych ukradkiem pod szkolną ławką. Uważano nas za idealną parę. Kłóciliśmy się rzadko, bo nie mieliśmy, o co. Wspólne zainteresowania i miłość do teatru łączyły nas skuteczniej, niż dzieliły poglądy na świat. Marszowym krokiem, przy akompaniamencie Poloneza wkroczyliśmy w nowe, dorosłe życie. Rozpoczęliśmy wspinaczkę po stopniach kariery. On miał być filmoznawcą, ja krytykiem teatralnym. Studencki światek zawsze lubił się bawić. Pierwszą udaną sesję postanowiliśmy uczcić w gronie kolegów z roku. Niestety, nie wszyscy pomyślnie zdali egzaminy. Przyjaciel mojego chłopaka oblał z kretesem Tradycję Antyczną. Nie wypada zostawiać bliskiej osoby w takiej sytuacji. Rozumiałam to. Patrzyłam na nich z lekkim przymrużeniem oka. Siedzieli w kącie i upijali się na smutno. Bywa. Ja nie miałam jednak zamiaru psuć sobie zabawy. Zawsze lubiłam tańczyć, a tamtego dnia, jak nigdy wcześniej, potrzebowałam odprężenia. W końcu przez cztery miesiące właściwie nie wychodziłam z Biblioteki Narodowej. Niechcący wzbudziłam zazdrość mojego chłopaka. Zostawił kolegę, gdy tylko dostrzegł, że tańczę z innym. Nawet mi się to podobało, bo w końcu odrobina rywalizacji dobrze robi każdemu związkowi. Po raz kolejny udowodnił mi, że jestem dla niego najważniejsza. Właściwie nie rozmawialiśmy, słowa nie były nam potrzebne. Tańczyliśmy wtuleni w siebie, tylko to było ważne. Nagle pociągnął mnie za rękę i wyprowadziwszy do drugiego pokoju, zaczął namiętnie całować. Śmierdział wódką, więc stanowczo zaprotestowałam. Nie słuchał. Zdarł ze mnie bluzkę i wpił się ustami w szyję. Odepchnięty stanowczym gestem, wpadł w złość. Chwycił nóż, leżący na tacy z ciastem. Krzyknęłam z przerażenia, ale nie poczułam bólu. Ostrze przecięło tylko materiał stanika. Nie był pijany. Dokładnie wiedział, co robi i konsekwentnie realizował swój plan. - Przecież chcesz tego, tak samo jak ja – szepnął, uśmiechając się ironicznie. Bzdura. Swój pierwszy raz chciałam przeżyć inaczej. Nawet, jeśli z nim, to przecież nie w taki sposób, nie po alkoholu. - Zostaw mnie – poprosiłam, zasłaniając się ramionami. Nie słuchał. Wciąż trzymał w ręku nóż, więc starałam się nie wykonywać gwałtownych ruchów. Wszystko ma jednak swoje granice. Poczułam, że jeśli pozwolę na odrobinę więcej, stracę szacunek dla samej siebie. Odsunęłam go od siebie. Skąd blizna na moim przedramieniu? Zasłoniłam twarz ręką. Nie wiem, czy chciał mnie zabić. Raczej przestraszyć. W sumie nic mi się nie stało. Bolało, upłynęło trochę krwi, ale nic poza tym. Tylko ty wiesz, że rany na sercu były znacznie głębsze i trudniejsze do wyleczenia. Jak bardzo musiałeś się starać, żebym na nowo uwierzyła w miłość? Ile razy odepchnęłam twoje uczucie i uciekając w najdalszy zakamarek duszy, drżałam, że możesz być taki, jak on? Nie byłeś. Nigdy nie napisałeś dla mnie wiersza. Podarowałeś mi za to szarą, ale szczęśliwą prozę codziennego życia. Nie pisujemy do siebie listów, tylko małe żółte karteczki. Znajduję je na lustrze, przy kubku, w którym piję herbatę, w szafce z chusteczkami do nosa... Niekiedy komórka piknie radośnie, oznajmiając, że będziesz za dziesięć minut. I jesteś. Czasem wcześniej, ale nigdy później. Zasypiam bezpiecznie, przytulona do twojego boku, nie bojąc się o jutro. Tylko jedno cię z nim łączy. Przynosisz mi kwiaty bez okazji, ale zawsze wtedy, kiedy najmniej się ich spodziewam.
 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur