Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Anik

"Krótka historia pewnego serca."

Może na początku się przedstawię. Jestem Serce. Płeć: żeńska. Wielkość: nieduża. Wiek: 25 lat. Mieszkam w średnim mieście. Właściwie to na jego obrzeżach. W bloku. Na trzecim piętrze. Trochę wysoko, ale w tym wieku nie stwarza to jeszcze przerażającego problemu. Kłopoty z zadyszkami pojawiają się później. Jestem czerwone, ciepłe, myślę, czuję, mówię i prowadzę własne, trochę nieuporządkowane życie. Właściwie trochę więcej niż trochę. Ciągle za czymś gonię, mam tysiąc pomysłów i cały czas szukam swojej własnej drogi. A to wcale nie jest sprawa łatwa. Zwłaszcza gdy na jej przebieg ma się sto scenariuszy. A wierzcie mi, właściwa droga to jeden z największych dylematów każdego, współczesnego serca.
Mając pięć lat dane mi było odkryć niesamowitą prawdę. Posiadam osobistego Anioła Stróża. Fajnie, nie? Pojawił się ot tak, przedstawił i poinformował, że zostaje na stałe. Strzeże mnie jak oka w głowie. Jest zawsze i wszędzie. Przyjaciel. Prawdziwy. Gdyby nie on, nie byłobym tym, kim jestem dziś. W ogóle by mnie nie było. A moja historia nie skończyłaby się tak, jak się skończyła. 
Wiodło mi się beztrosko do lat dwudziestu dwóch. Czasami jednak życie potrafi zaskoczyć z najmniej nieoczekiwanej strony. I czasami nie tylko z tej przyjemnej. Żyjesz, żyjesz a tu nagle "tadaaam", stajesz przed czymś, czego absolutnie nie rozumiesz, co ogarnia cię całą swoją siłą, nie pozwala myśleć, spać, jeść, oddychać... Przed czymś, przed czym absolutnie nie potrafisz się obronić. Co wielką falą przynosi radość, ale potrafi też nieźle skopać tyłek. Mi skopało. Najlepsze, że częściowo dałam go sobie skopać na własne życzenie. Świadomie. Z premedytacją. Z wyboru. Z własnej nieprzymuszonej woli. Zamknęłam sobie drogę do szczęścia. Bez możliwości otwarcia drzwi. Zabiłam je deskami i zawiesiłam wielka kłódkę. Otworzę je dopiero w przyszłym życiu. On je otworzy. Drugie Serce. Płeć: męska. Wielkość: nieduża. Wiek: 34 lata. Obiecał. Nie mam powodów nie wierzyć. On swoje drzwi też zamknął. Też świadomie. Też z premedytacją. Też z wyboru. Też z własnej nieprzymuszonej woli. Też do przyszłego życia...  
 
 
Serce dorasta.
 
Ja, Serce, urodziłam się 25 lat temu. Będę pisała w rodzaju żeńskim, no bo przecież jestem Sercem- kobietą. Moje dzieciństwo było nad wyraz szczęśliwe. Kochająca mama, kochający tata, ciepło i miłość. To czynniki, które gwarantują każdemu normalnemu Sercu optymalne warunki do prawidłowego rozwoju. No i dlatego też mój rozwój był całkiem prawidłowy. Jak każde Serce ze szczęśliwej rodziny do momentu pójścia do szkoły wiodłam życie wręcz sielskie. Zgroza przedszkola na szczęście została mi oszczędzona, więc do obowiązkowej nauki publicznej skierowano mnie dopiero w wieku sześciu lat. Do tego też momentu, zarówno na polu „kształcenie i nauka”, jak i na polu „rodzeństwo”, byłam osobą całkowicie niezależną.
Bo gdybyście nie wiedzieli, to Serca mają tak jak wszystkie inne istoty żyjące, rodziny. Rodziców, braci, siostry i całą bliższą lub dalszą zgraję krewnych. Chodzą do szkoły, broją, zakochują się i robią wiele innych całkiem ciekawych rzeczy. A więc. Istota która otrzymała miano mojego „brata młodszego” pojawiła się w moim spokojnym i dość uporządkowanym życiu w momencie kiedy poszłam do „zerówki”. Brat jak to brat, na początku nic za specjalnie ciekawego. Rozkrzyczany, marudzący i pochłaniający większość czasu rodziców. Do momentu gdy skończył lat około 10 nie było z niego większego pożytku.
Mając 5 lat przeżyłam małą traumę. Siedząc pewnego miłego popołudnia nad zeszytem w linie mozolnie kaligrafując pierwsze piętnaście liter alfabetu zostałam „odwiedzona” przez pewnego, wielkoskrzydłego Osobnika. Ciśnienie każdego normalnie rozwijającego się serca wynosi w przybliżeniu jakieś 120/90. Wierzcie mi, w tamtym momencie to był tylko jakiś cud, że nie dostałam wylewu, zawału i tym podobnych zaskakujących niespodzianek przychodzących nagle. Usiadł koło mnie jakby nigdy nic, powiedział: „Jestem Twój Anioł Stróż, Serce” i został do dziś. Dobre, nie? Też tak uważam. Gdybym nie przeżyła, to bym nie uwierzyła. No i od tamtego momentu, przyczepiony do mnie prawie jakby użył „super glue” towarzyszy mi wszędzie. Oprócz toalety, bo tam go nie wpuszczam. Z perspektywy patrząc, to był moją swoistą wygraną na loterii. Lepszą niż duży lotek. Ale o tym przekonacie się później.
Szkoła. Tu uczę się życia. Wypuszczone spod klosza bezpiecznego domowego ciepła trafiam w wir rozkręconej maszyny moralnej. Odkrywam świat nowych emocji i uczuć. Przeżywam wzloty i upadki. Uczę się przyjaźni, co nierzadko przynosi rozczarowania. Spotykam miłość, która nie zawsze bywa słodka. To w szkole pojawia się konieczność podejmowania pierwszych samodzielnych wyborów. Komu zaufać? Kto zasługuje na miano przyjaciela? Czy narkotyki to rzeczywiście coś złego? Czy moi znajomi nie wpływają na mnie negatywnie? Czy spotkana miłość to ta właściwa i już na zawsze?
Życie Serca w szkole to nieustannie wirujące koło wyborów.
Między dobrem a złem.
Między szczęściem ogółu a szczęściem własnym.
Między tym, co wymusza środowisko a tym co podpowiada sumienie.
Przejście tego, to naprawdę kawał ciężkiej roboty.
 
Tak, kiedy ja, Serce, dorastam mam mnóstwo dylematów. 
Rodzę się czyste, wypełnione miłością po same brzegi, ciepłe, mięciutkie i dobre. Wraz z upływem czasu zaczynam być kształtowane przez życie, sploty wydarzeń i wpływy. Ulegam przemianom. Pozytywnym i negatywnym. Dobre, miękkie, ciepłe i pełne miłości jestem z natury, więc jeżeli nie jest to kwestia naprawy, to droga „ewolucji” może podążyć jedynie w tym złym kierunku. Serca tego nie lubią. Wtedy wszystko się zmienia...
Czystość brudzi się.
Miękkość twardnieje.
Ciepło stygnie.
Miłość wysycha.
Dobro maleje.
 
Dzieciństwo i dorastanie to dla Serca okres nauki podejmowania wyborów właściwych. Tych moralnie dobrych. Tych zgodnych z sumieniem. To, co serce pochłonie w tym czasie zaowocuje w życiu dorosłym. A dorosłe wybory to już nie bajka.
To odpowiedzialność.
Za szczęście.
Swoje.
I innych.
To największa lekcja w szkole życia.
Lekcja przez wielkie „L”.
   
 
 
Serce zakochuje się.
 
Miłość. Uczucie najbardziej poszukiwane. Najważniejsze. Priorytet. NAJWIĘKSZE MARZENIE.
Od urodzenia z miłością jestem za pan brat. Tylko, że ze swoją własną. A cóż to za przyjemność mówić sobie, że kocha się siebie. Żadna. Nawet głupio brzmi. W związku z tym, każde Serce, gdy tylko staje się w miarę dorosłe, wyrusza na poszukiwania. Serca numer DWA. Płeć: męska. Wielkość: nieduża. Wiek: bez znaczenia. Harówka PRZERAŻAJĄCA. Znaleźć w dzisiejszych czasach idealne Serce numer DWA graniczy z cudem. Nie chcę być absolutnie złośliwa, ale gatunek Serce męskie-normalne niedługo będzie dostępne jedynie w miejscu o nazwie ZOO. W klatkach z tabliczką „na wymarciu”. Dopadła ich jakaś epidemia, czy „cuś”? Gdyby w aptekach sprzedawali testy na „nadawanie się” aptekarze byliby milionerami. Zapotrzebowanie na takie testy, ze względu na częstotliwość użycia , byłoby niewyobrażalne. Dobrze, że cierpliwość jest z gumy. Zdarzają się jednak CUDA. Tak zwane gromy z jasnego nieba. Śmignie, porazi i dalej radź sobie sam. Mnie śmignął. Siła rażenia wstrząsająca. A było to tak.
Każde dorosłe Serce po skończeniu szkoły próbuje rozpocząć coś na kształt kariery zawodowej. Jednak wszyscy dokładnie wiemy jak to kolorowo wygląda. Też tak miałam. Po wybieganiu nóg na setki rozmów kwalifikacyjnych w efekcie końcowym udało mi się rozpocząć karierę w markowym sklepie sportowym. Na początku jedyne pytanie, które cisnęło mi się na usta brzmiało: co ja tu robię??? Z czasem jednak zrobiło się całkiem fajnie. Blisko domu, a paczka współpracowników rewelacyjna. Taka do kradzenia koni. Przyjaźnie pielęgnuję do dziś. Życie sprzedawcy płynęło mi całkiem fajnie i wesoło do momentu kiedy pojawił się ON. Wyczekiwane Serce numer DWA. Płeć: męska. Wielkość: nieduża-pożądana. Wiek: 34. Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że w ciągu dziesięciu minut Amor może cię zlokalizować, dolecieć do ciebie, wyjąć strzałę z kołczanu, naciągnąć cięciwę łuku i strzelić, to po prostu roześmiałabym mu się w twarz. Dziś kąciki moich ust nie ruszą się nawet na centymetr. Zdążył. A wszystko przez buty, których mu nagle zabrakło. Nie Amorowi ma się rozumieć, tylko Sercu numer DWA.
Żeby było śmieszniej buty nazywały się z angielska „ghost”, czyli duch. Tak jakby nie mogły mieć nazwy ze świata normalnych. No i kupił. Buty zabrał a duch został. Prześladowca. Zostałam nawiedzona. Jedyną satysfakcją było to, że strzała Amora odskoczyła ode mnie rykoszetem i trafiła Serce Nieduże Pożądane w łydkę. Mógł uważać i się odsunąć. Nie uważał no to ma. A niebiański grot to paskudna sprawa.
Nagle oprócz butów zaczął odczuwać niesamowite wręcz braki w garderobie. W pewnym momencie pomyślałam nawet ze zgrozą, że do tej pory biegał chyba tylko w slipkach. Może został zaatakowany przez kolonię moli? Wypadki przecież chodzą po ludziach. W każdym razie zaczął pojawiać się z uporem maniaka. Sam i z kolegami. Na przemian, z obstawą i bez. Zawsze skory do pogawędek. Każde jego pojawienie się wywracało mój spokój do góry nogami. Kołatania, wybuchy gorąca, wypieki, drżenie rąk i motyle w żołądku. W końcu i moi bystrzy wspólnicy sklepowej niedoli po wnikliwych obserwacjach jednogłośnie stwierdzili, że dopadł nas mały, skrzydlaty, uzbrojony w łuk szaleniec z zatrutymi miłością strzałami. W niebie nie idą z postępem. Czas zatrzymał im się na Robin Hoodzie.
Mój świat nagle zakręcił się, zrobił się kolorowy i pachnący. Miłość to całkiem przyjemne uczucie. Polecam wszystkim. Mój problem polegał tylko na tym, żeby dać mu do zrozumienia, że przecież sama sobie tej wystrzelonej strzały nie wyciągnę. Że jest mi potrzebny. Że chcę, aby był blisko. I często. Nie pamiętam już nawet jakim to cudem doszłam do tego, że on to on. Okazało się, że nie dość, że fajny, to jeszcze wysportowany. Sportowiec przez duże S. Dodatkowym, więc moim zajęciem wpisanym do kalendarza w rubryce czas wolny stały się mecze. Piłeczki pingpongowe, gdy zrozumie się ich zastosowanie, mogą okazać się całkiem ekscytującymi przedmiotami. Naprawdę. Miłość przysłania wszystkie udziwnienia.
Całość psuła tylko jedna rzecz. Nie miałam bladego pojęcia jak przedrzeć się przez ciągle otaczających go ludzi. Przez moment nie przebiegło mi nawet przez myśl, dlaczego mimo, że wszyscy wokoło widzieli, co się dzieje, on bał się zrobić ten najważniejszy krok. Dziś już wiem. Ale o tym później.          
W końcu ja, szpieg z Krainy Deszczowców, sposób znalazłam. Zdobyłam jego numer telefonu. Ha! Pomyślałby ktoś, więcej szczęścia niż rozumu. Nic bardziej błędnego. Gdyby ktoś z was potrzebował solidnej porady jak w błyskawiczny i skuteczny sposób omotać sekretarkę klubu sportowego, służę pomocą. Nie ukrywam, że pomaczał w tym też palce mój Anioł. Wiecie, ten który przerwał mi jakieś dwadzieścia lat temu naukę pisania. Ale nie za dużo pomaczał. Przytrzymał tylko troszkę swoją bladą rękę na pulsie. Dwa dni zastanawiałam się jak zapukać do mojego Szczęścia. No i wreszcie ze strachem na ramieniu zapukałam. Szczęście ucieszyło się bardzo. Nawet bardziej niż bardzo. Dżin miłości został uwolniony.
Kiedy spotyka się to jedyne, właściwe Serce cała reszta przestaje mieć znaczenie. Liczy się tylko ono. To, żeby było zadowolone, uśmiechnięte, nie tęskniło, nie było smutne, żeby było szczęśliwe. Każde spotkanie, miłe słowo, czy uśmiech to skarb. Wszystko, co do tej pory wydawało nam się banalne nagle zaczyna mieć niesamowite znaczenie.                           
O miłości napisano już wiele. Nigdy jednak na jej temat nie wypowiadało się samo Serce.
W naszym słowniku definicja miłości brzmi: „ każda amplituda uczuć wznosząca się ponad obojętność. Mierzona w skali od jeden do dziesięć.” Ta najbardziej pożądana oscyluje w okolicy dziesięć. Wtedy każde Serce jest naprawdę szczęśliwe.
Moje Serce Nieduże Pożądane pozwoliło mi poznać to, na co wszystkie Serca czekają z utęsknieniem. Spełniło największe marzenie.
Odkryłam miłość niepokorną.
Taką, co nie wybacza, bo nie musi.
Miłość, która nie krztusi frazesami.
Niebanalną.
Dla której wszystko jest nowe i pierwsze i przez nikogo jeszcze nie przeżywane.
Miłość rozległą, jak ryżowe pola.
Taką, co nie wie co to „trzeba”, bo zna tylko „chcę”.
Która wie kto to „my”.
Taką która słucha i marzy.
Obezwładniającą.
Piękną.
 
Miłość zapamiętuje szczegóły. Takie najmniejsze, które pozostają w nas na zawsze. Wyostrza jeden ze zmysłów, tak jakby to on za każdym razem miał nam przypominać o tym, co piękne. Nie pozwalał zapomnieć. Prześladował nas. U mnie to węch. Pamiętam zapach. Uaktywnia obraz kwiatka. Czerwonego i najmilszego. Podarowanego przez Serce Nieduże Pożądane. Na samym początku. Urosłam wtedy do rozmiarów niewyobrażalnych. Gdyby nie zdrowy rozsądek pozostający w śladowej ilości, skrzydła, które mi wtedy wyrosły uniosłyby mnie do nieba. Obraz tego kwiatka noszę w sobie do dziś. I na zawsze. Zapach tkwiący gdzieś głęboko w duszy czuć tak silnie jak wtedy. Dawno temu. Dzięki niemu przetrwałam to, co wydarzyło się później. Nie pozwolił mi wyrwać wszystkich piór ze skrzydeł. Zabronił.                     
 
 
 
 
Serce płacze…
 
Marzenia są po to, żeby się spełniały. Wszystkie. Moje się spełniło. Szkoda, że to trwało tylko przez chwilkę. Serce Nieduże Pożądane pokazało mi jak można kochać. Mimo, że okłamało. Okłamało straszliwie.
Pół roku, to dla zakochanego Serca mgnienie oka. Dla Serca oszukiwanego – wieczność.
Grom z jasnego nieba.
Ciemność.
W życiu Serca Numer Dwa było inne Serce. Serce Numer Trzy. Tak na poważnie. Na stałe.
Siła rażenia wiadomością porażająca.
Rozpacz.
Złość.
Pustka.
Przerażenie.
 
Tak szybko, jak świat zrobił się kolorowy, tak szybko kolory znikły. Nie zostało z nich nic. Zupełnie nic. Pozostał jedynie zapach. Zapach kwiatka. To on pomógł przetrwać. Nie pozwolił spaść na samo dno. Nie pozwolił zniknąć.
Najgorsze, że Serce Nieduże Pożądane zarzekało się, że nie kłamało w tym, co czuło. Twierdziło, że czuło naprawdę. Że kochało. Że pragnęło być blisko. Tłumaczyło, że nie miało wpływu na to, że też się zakochało. Nie miało żadnego. W to uwierzyłam. Bo Serce wpływu na to nie ma. Miłość przychodzi, zniewala i nie ma na nią mocnych. Tylko jak Serce ma się odkochać? Jak wytłumaczyć sobie, że tak nie można? Że nie powinno? Że robi sobie krzywdę? Że może zrobić krzywdę innym? No jak? Jak walczyć z rozpaczą? Jak nie płakać? Jak zapełnić pustkę? Jak uwierzyć na nowo? Jak to wszystko zrozumieć?
Tysiące pytań.
Bez odpowiedzi…
 
 
  
 
…i wybiera właściwą drogę.
 
Pomógł Anioł. Osobisty Stróż. Przyszedł i wyjaśnił. Serce zrozumiało. Podjęło decyzję.
Miłość może być spełnieniem marzenia, ale pod warunkiem, że inne serca przez to nie cierpią. Serce Nieduże Pożądane musiało odejść. Zniknąć. Na zawsze. Przeprosiło. Podziękowało za wszystko i obiecało, że mnie w kolejnym życiu znajdzie. Że w kolejnym życiu będę tylko ja. Że spełni największe marzenie w całości. Do końca. Obiecało, więc uwierzyłam. Po raz kolejny. Taka już jest miłość:
wierzy
ufa
ma nadzieję
wybacza.
 
Takie już jest Serce:
wybacza
ma nadzieję
ufa
wierzy…
 
I każde ma swoje marzenia. Te wielkie i te maleńkie.
Przez całe życie robi wszystko, żeby je spełniać.
Ja spełniłam swoje największe.
Mimo, że tylko na chwilkę.
Bo w życiu najważniejsze są przecież chwile. Momenty…
Te, wszystkie, które zostawiają w nas jakiś głębszy ślad.
Te, które każde Serce wkleja mozolnie do swojego albumu.
Albumu chwil....
Tych krótkich i tych dłuższych.
Jednych pięknych, innych mniej.
Jednak wszystkich tak samo ważnych.
Wszystkich wyjątkowych.
Wyjątkowych, bo jedynych.
Jedynych, bo naszych.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
                                                               
 
 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur