Cegła - Literatura - Proza - Poezja
100 000 KSIĄŻEK NA WWW.TAJNEKOMPLETY.PL !!!
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Anka Frątczak

Wielki teatr zupełnie małego życia

(Markowi Piotrowskiemu i wszystkim aktorom mojego teatru)

 

Bóg jej – nie nadała mu konkretnego kształtu, żadnej konkretnej barwy. Jest więc przezroczysty? Nie, na pewno nie… przecież widzi go całkiem wyraźnie. Nie tylko gdy zamyka oczy i z całych sił pragnie przywołać jego mętne wspomnienie. Wlepia w niego rozmarzony wzrok gdy jadzie autobusem, buszuje wśród półek z jesienną odzieżą, przymierza szydełkowe czapki, wełniane szaliki,  zatrzaskuje zdezelowane drzwi miejskiej toalety. A On oddycha szybko, niespokojnie, niczym sportowy amator po porannej przebieżce.  Strużki powietrza z łatwością znajdują właściwą drogę – osnuwają jej oszroniona szyje, łaskoczą tuz za uchem – jakby znały ją od lat. Spoufalają się z każdym milimetrem jej ciała. Potrąca przypadkowego przechodnia… Przepraszam, to Bóg, nie ja… Nerwowe szarpnięcie, pośpieszne kliknięcie, gorączkowe spojrzenie. Sekundy-lata. Proszę czekać… Bezwiedny ukłon, mimowolne uderzenie skroni o drewnianą powierzchnie… Napisał? Przygryza wargi, zaciska zęby, wydziera, co tam wydziera; rwie włosy! – lepiej, żeby nikt nie widział jej w tym stanie. Jej szał jest modlitwą – krótką, impulsywną rozmową z… sam wiesz z kim. Bo Bóg, jej Bóg, to takie niepospolite stworzenie, jak na Boga rzecz jasna. Gdy kołysze się w rytm własnej muzyki, a widok to nadzwyczaj rzadki, gdyż nie przepada za niezgrabnymi podrygami własnego ciała, foremne okularki wesoło podskakują na haczykowatym nosku, bieluteńkie ząbki prężą się niewymownie, a usta- śmieją do rozpuku. Czy jej Bóg jest dzieckiem? Nie, jej Bóg jest muzykiem - panem oświetlonej sceny i zaciemnionego poddasza, artystą ze słonecznego wybrzeża Portugalii, z wąskiej olsztyńskiej uliczki. Nadludzki muzyk dla tysięcy i pospolity grajek dla samego siebie. Wysmukłe  palce uderzają o zimne, marmurowe klawisze – na jedno skinienie wygłodniałej wyobraźni. Ni stąd ni zowąd wyczarowywane dźwięki… Czym właściwie są? Chwilową zachcianką, igraszką, psotą, zabawą? Czy jej Bóg jest poważny? Odziany w nienagannie wyprasowaną koszulę, pozbawione kantów, lecz w gruncie rzeczy eleganckie spodnie i… brudno-beżowe szmaciaki  swobodnie kroczy po czerwonym dywanie. Mimochodem niewinnie odwraca twarz w stronę jej coraz skromniejszej osoby, jakby bezdusznie dozując szczęście naiwnej, głupiutkiej dziewczynce.  I nagle, porywa… tak, porywa! Niczym wyśniony książę, przybyły ze świata baśni tysięcznej pierwszej, a może dziewięćset dziewięćdziesiątej dziewiątej nocy. Zdecydowanym ruchem strzepuje kurz zalegający na ramionach, zerka na zegarek, odnotowuje piętnastominutowe spóźnienie, jedną dłoń wsuwa głęboko w otchłań kieszeni
a drugą - silną, miękką, wymownie pachnącą świeżym, grudniowym śniegiem ręką zręcznie chwyta ją wpół -zmarzniętą, dygocącą, oniemiałą. Czy jej Bóg zabierze ją do nieba? Spadali gwałtownie, na łeb na szyję, by w końcu uderzyć z łoskotem o twardy chodnik tuż przy drzwiach teatru. Chwilę później w uszach już dźwięczał wesoły odgłos filiżanki stawianej na porcelanowym podstawku. Jak piękny jest zapach gorącej czekolady… Czerwonawy odcień jej zmarzłego nosa rozbawił Boga do rozpuku. Spłoszona parsknęła niczym  zirytowany wierzchowiec. Tfu… Boże, proszę z niej nie żartować do cholery. Czego chcesz, cynicznie milczący mężczyzno?  Zaledwie dzień wcześniej żyła jeszcze spokojnie - od własnej strony; umieszczona pośrodku czegoś, o czym zwykło się mawiać – egzystencja. Zabezpieczało ją wszystko i wszyscy- każdy napotkany człowiek, każda, nawet najbardziej absurdalna myśl rodząca się w młodej głowie. I nagle, bez konkretnej przyczyny, jej misternie wykreowany świat zapadł się bezpowrotnie, a ona wraz z nim. Kiedyś sądzono ją za to i owo, za wygląd, pozornie nieskazitelny sposób bycia … A teraz? Nikt nie zechce spojrzeć na pospolitą histeryczkę.

Trzeba przyznać, że zrobił na niej osobliwe wrażenie. W najdrobniejszych szczegółach pamięta gest, zachęcający ją do przycupnięcia na krześle i w jaki sposób siadał on sam, ustawiając stopy równolegle do stolika. Zabawnie marszczył brwi, uwalniając pochmurną siłę zza zaparowanych szkiełek okularów. Pamięta też jak nieporadnie próbował wypowiedzieć skrywane myśli, urywając w jakimś znaczącym miejscu, jakby podstępem nakłaniając ją do ciągłego zadawania najróżniejszych pytań. Mrużył przy tym oczy tak, że rozmówca od razu czuł się onieśmielony – istny szczyt dyskomfortu. Potem, jak w piosence – kino, kawiarnia, spacer… Może jedynie z wyjątkiem faktu, że kino ustąpiło miejsca przytulnej knajpce, melodyjnej meksykańskiej muzyce i kilku kieliszkom cierpkiego wina  koloru niezdefiniowanej, głębokiej purpury.

 

Nie odczuła skutków ubocznych – ani śladu bólu pod żebrami, żadnego swędzenia, pieczenia, arytmii czy innych podobnych im historii - wszelkie czynności życiowe wykonywane prawidłowo.  Tylko wargi stały się jakby bardziej miękkie i obfite, oczy nabrały wymownego koloru indygo, a dłonie wydały się zupełnie mleczne. Oto nowa Ona. Nie chce już przejednać ani ugłaskać Boga. W surowych murach teatru, za kulisami, w ciemnym dotychczas pomieszczeniu świeci się teraz jedynie mała żarówka, rzucająca podstępny cień tak, by nikt nie miał szansy dostrzec plam na gładkiej powierzchni jej życia. Zamknięta
w owej ciasnej kanciapie, przytula zabawnie poważną i upartą twarz do oblodzonej szyby.  Po raz pierwszy od dawna nie wykonuje niepotrzebnych gestów, niczego nie udaje. Gdy tak trwa pogrążona w rozmyślaniach, nagle dzwoni telefon… Przyjeżdża do jej miasta, umówili się na obiad… Jakie to szczęście, że czas zeświecczył Boga.

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur