Magda zgasiła lampkę i wtuliła się w Krystiana. Leżała tak chwilę, po czym podniosła głowę i spojrzawszy uważnie w ciemność, gdzie powinna znajdować się twarz chłopaka, powiedziała:
- Nie mogę spać.
Roześmiał się.
- Leżysz przecież raptem trzy minuty.
- No to co? - odparła lekko naburmuszonym głosem. - I tak wiem, że nie zasnę.
- Spróbuj. Pomyśl o książce telefonicznej.
- To nic nie pomoże.
- Jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz.
- No dobra... - Ułożyła się wygodniej i zaczęła sobie wyobrażać to, co zwykle. Od wielu lat był to sprawdzony sposób na bezsenność. W myślach schodziła do kuchni, siadała przy stole, na którym leżała książka telefoniczna i duży, gruby zeszyt. Zaczynała przepisywać po kolei wszystkie nazwiska, imiona, numery. W kółko Janiccy, Kowalscy czy Malinowscy, te same dziesięć cyfr w różnych układach. Zazwyczaj po połowie strony spała. Jedynym minusem były sny - siedziała i ciągle robiła to samo. Bardzo męczące i ani trochę zabawne.
Dziś jednak przepisała już trzy strony, a dalej była zupełnie przytomna.
- Nie mogę.
- Co? - zaspany głos Krystiana wskazywał, że ten od kłopotów z zaśnięciem był daleki.
- No nie mogę zasnąć... - Głos dziewczyny był marudny i niezwykle przytomny. - Kochanie...? Zrobisz coś dla mnie...?
- Yhy... - wymruczał pytany.
- Opowiedz mi bajkę - oznajmiła radośnie.
Krystian lekko przetrzeźwiał.
- Zwariowałaś? Nie umiem opowiadać bajek. To ty jesteś pisarką.
- Nie nabijaj się ze mnie - Czuć było zbliżającego się focha. Krystian nie chciał ryzykować. Przytulił ją mocniej i spytał:
- To o czym ma być ta bajka?
- Hmm... Bo ja wiem... - zastanawiała się chwilę. - O słoniu i żyrandolu.
- Co? - Zaskoczyła go tą propozycją. - Jak ja mam wsadzić w jedną bajkę słonia i żyrandol?
- Nie wiem. To ty opowiadasz - chichotała. Wydawało mu się, że nieco złośliwie.
- No dobra. Niech będzie. A więc...
- Nie zaczyna się zdań od a więc - powiedziała poważnie.
- Ciii! To ja opowiadam. Jak będziesz przeszkadzać, to skończę - zagroził.
- Okej, już jestem cicho...
- A więc: był sobie słoń, którego wielkim marzeniem było pobujać się na żyrandolu. Chodził i chodził, szukał żyrandola, ale nie mógł go znaleźć. Aż w końcu dotarł do wielkiego, kartonowego domu.
Żadne z nich nie mogło powstrzymać śmiechu - oboje przypomnieli sobie rozmowę przy obiedzie, kiedy ich współlokator - stolarz - opowiadał, jak musiał robić pewnym wybrednym klientom kartonowe ramy do okien, żeby mogli się zastanowić, jakie by chcieli. Zgodnie doszli do wniosku, że trzeba było cały dom postawić z kartonu, w wielkim cyrkowym namiocie w razie deszczu - żeby sprawdzić, jak będzie wyglądał i jak będzie się w nim mieszkać.
- Wszedł na piętro, i znalazł wspaniały żyrandol - był zamocowany na środku sufitu, wystawało z niego kilka kabli, miał pięć ślicznych żarówek i kartonowe klosze. - Magda entuzjastycznie parsknęła.
- Bujał się i bujał, aż w końcu żyrandol nie wytrzymał, i spadł, przebijając się przez kartonową podłogę. Koniec!
- Ej! Jaki koniec?
- No normalny. Taki... Hmm... Ostateczny?
- Ale bajka musi mieć morał. A ta...? - Magda była zawiedziona.
Krystian się chwilę namyślał:
- Nie huśtaj się na żyrandolu w kartonowym domu, jeśli jesteś ciężki! - wygłosił z dumą. Dziewczyna aż się zachłysnęła.
- Koniec! Dobranoc. - I schował nos w poduszce.
- Hmm... Chyba będę musiała to zapisać. Bajka o żyrandolu i słoniu...
- Nie może tak być. - Usłyszała niewyraźny protest.
- Jak?
- No tak. Że o żyrandolu i słoniu. Musi być bajka o słoniu i żyrandolu.
- Dlaczego? - spytała nieco zdziwiona.
- Bo to słoń jest głównym bohaterem, nie żyrandol.
- Acha... - Zamyśliła się na moment. - A jakby to było, gdyby żyrandol był głównym bohaterem?
Krystian przewrócił się na plecy i znów zaczął opowiadać:
- W pewnym kartonowym domu wisiał sobie żyrandol, i strasznie mu się nudziło. Aż tu któregoś dnia przyszedł słoń, i zaczął się huśtać. Żyrandolowi bardzo się to podobało, zaczął słoniowi pomagać, aż tu nagle spadli na parter. Morał: nie zawsze potrzebna ci jest winda, jeśli masz pod ręką słonia. Koniec!
Magda cała się trzęsła ze śmiechu.
Mocno przytuliła chłopaka, i bardzo starała się zasnąć. Po kilku minutach jednak zrobiło jej się niewygodnie, zaczęła się wiercić i szturchać Krystiana.
- Skarbie... Ja dalej nie mogę spać...
- To policz do tysiąca - wymamrotał.
- Wiesz, że na mnie to nie działa. - Chwila ciszy. - A zrobisz coś dla mnie...?
- Co?
- Ale zrobisz...?
- Najpierw powiedz, co?
- Nie. Obiecaj, proszę...
- No dobra, obiecuję.
- Powiedz mi wierszyk - wyszeptała radośnie.
- Nie, no przestań. Nie umiem wierszyków.
- Ale obiecałeś - przypomniała głosem małej dziewczynki.
Jęknął.
- Mała Madzia nie chce spać, ale Krystian musi rano wstać. Madzia szybko zasypia... Yyy... I nie łapie jej grypa! - Dziewczyna schowała twarz w poduszkę, słychać było tylko stłumione rzężenie. - Już? Możemy spać?
- Nie, jeszcze nie zasnę - odparła, kiedy się uspokoiła. - Zrobisz dla mnie coś jeszcze...? - spytała z nadzieją.
- Żadnych wierszyków.
- Oczywiście, że nie.
- Ani bajek.
- Też nie.
- I nie będę śpiewał piosenek.
- Eee... - W głosie było słychać wyraźny zawód. - Dlaczego?
- Bo nie umiem śpiewać, bo jest środek nocy, a ja za parę godzin muszę wstać. I pracować. Cały dzień. Więc daj mi już spokój, dobrze?
- Ale proszę... - przymilała się głosem kilkulatki.
- Nie, śpij.
- Ale skarbie, ja tak ślicznie proszę... - szczebiotała.
- Boże, uspokój się! Ile ty masz lat? - Zirytowanie sięgało zenitu. Dziś skończył pracę późno, jutro musiał naprawdę wcześnie wstać, czuł się zmęczony i miał dość jęków Magdy.
- Trzy i pół - odpowiedziała raźno. - Proszę...
- Do jasnej cholery! Śpij w końcu! - krzyknął niemalże wyprowadzony z równowagi.
- Ha! Widzisz? - powiedziała już zupełnie zwyczajnym głosem.
- Co? - warknął nieprzyjemnie.
- Jeszcze nie możesz mieć dzieci. - Przytuliła się do poduszki i udawała, że śpi. |