z wiklinowych koszy wyglądają jesiennie
marzenia. oddech wrzosu barwi słowa fioletem
niby nic. a jednak coś się zmienia. tak chyba
smakuje szczęście o wpół do dwunastej
w południe
słońce z grymasem zadumy opiera się o drzewa
okna spływają rumieńcem. tak niewiele trzeba
aby napełnić usta poezją
w kieszeniach sny się kolebią. grzeję w nich ręce
daremnie podpieram piórem
ostatnie letnie impresje
|