autobus kołysze jako ostatni z pospiesznych.
ziewanie rozprzestrzenia się drogą łańcuchową
i nie pomaga zimny kompres szyb. wszystko zapomnę
na ostatnim przystanku, widoki mnożą się. wcięta talia
suminy na zakolu i rozebrana tama. za ulicówką
jarmark, każdy potyka się o ten sam kamień, strużyny
z całego roku spływają nurtem, ciągniemy los
o lepszą porcję. gdybyśmy wiedzieli, byłoby łatwiej?
wiatr trzaska wierzejami, świt szarpie za ramię. chrypka
wydobywa się spod fałd śniegu, gdy naciskam butami.