Dni sobotnie, czarne alpagowe jedwabne kapoty
aksamitne czapki. Bóżniczki cadyków z Góry Kalwarii,
Radzynia, Kocka, Czortkowa w ekstatycznym tonęły
baal kore gdy czytano Torę w sztibłu antresoli.
Ta ulica, tamte ulice, pachnące przyprawami korzennymi
mlekiem i chlebem pokładnym pieczonym na złocistych węgłach,
Ze składzików węglowych do rytualnej łaźni by zachować
wewnętrzną czystość i ciepło.
Czulentem i kuglem pachniało na ulicy, słychać było dźwięki
szabasowej pieśni. Na tygodniu płynęło tysiące komiwojażerów,
kramarzy, detalistów handlujących tandetą - starzyzną.
Tragarzy noszących w tą i w tamtą kapoty, meble, sztychy.
Pokolenie odchodzi, pokolenie nadchodzi. |