Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Aura Dziekanowska

Mój Demon


Fragmenty


Poziomka” pękała w szwach. Przy małych stolikach wisiało po kilka osób, jacyś młodzi ludzie z dużą ilością skoroszytów siedzieli na wysokich stołkach przy oknie. „Mój Boże, jak ciasno! Koszmar.” - pomyślałam. Zaskoczona, gdy padło pytanie o miejsce, nieśmiało zaproponowałam lokalik na rogu Miodowej i Krakowskiego Przedmieścia. W kącie przy oknie wypatrzyłam dwa wolne miejsca. Tak było dobrze - za plecami ściana, przede mną przestrzeń lokalu. Przysiadłam na twardym, barowym stołku obserwując wnętrze  nieco z wysoka, jak z wieżyczki myśliwskiej. Szmer rozmów  wdzierał się w myśli i  wszędzie wibrowały głosy, jak na tureckim bazarze a zresztą,  odkąd pamiętam, tu nigdy nie było muzyki, jakiejkolwiek. To pierwszy z powodów, dlaczego lubiłam „Poziomkę”. Nowa moda gastronomiczna nakazała wypełniać lokale kakofonią dźwięków zagłuszających myśli; głośniejszych od słów. Nowoczesny chwyt marketingowy na bliskość - im mniej siebie słyszymy, tym bardziej się ku sobie zbliżamy. Drugi powód był zabawny: to miejsce z zewnątrz ludzi odpycha i dlatego nie wchodzą do środka  a kiedy przez ciekawość zajrzą, od razu wychodzą. „Poziomka” - jedyna warszawska kawiarnia w której niekiedy bywałam, owe dziwne miejsce ze specyficznym smrodkiem PRLu - na ścianach boazeria, na podłodze mozaika, w powietrzu siwy dym papierosowy, kwaśny zapach kawy, woń alkoholu i perfum. Trzeci powód, to osoba klasycznej, uśmiechniętej bufetowej w średnim wieku za barem. Zamiast czarnej kiecki z białym fartuszkiem i kelnerskiego czepka na głowie, miała na szyi duży sznur pereł. Może pamiętała Jana Himilsbacha, który lubił zaglądać do „Poziomki”? Może, już widząc go przez szybę, zaczynała przygotowywać ulubione menu  aktora? Może przesiadywał na wysokim stołku?  Proponując ów nie trendy barek miałam obawy, czy nie narażę się na drwinę, nie przyszyję sobie łatki skamieliny – pańcia w średnim wieku w lokalu z lat sześćdziesiątych!

W momencie, w tym momencie, w którym zobaczyłam go stojącego przed stolikiem, uśmiechającego uśmiechem - takim tylko trochę, magicznym uśmiechem samozadowolenia, byłam raczej zaciekawiona, niż zauroczona. To duża różnica. Zaciekawienie nie burzy spokoju, nie zakwita przyspieszonym oddechem, nie zmusza do spuszczenia wzroku.  

- Nazywam się Jorge. Czy ty jesteś Pia?

 Tuż nad moim uchem zawisł aksamitny szept. Wysoki, szczupły mężczyzna pachnący cierpkim piołunem miał nienaganną dykcję i świetnie modulował głos. 

 

Z pozoru zwykła scena, ze zwykłego życia. Ale to nie tak, to nie tak… Ta kobieta, Pia, na pewno nie Aura. Zatem Pia czeka na coś bardzo ważnego. Tak, tak! To ja jestem Pia!

 

Kiedy z  nikłym uśmiechem tuli moją rękę w chłodnych dłoniach, w  powściągliwym geście powitania, przechodzą  mnie ciarki.  Skóra pachnącego piołunem jest gładka, miękka a palce wąskie niczym u pianisty. Siada.  Zerkam ukradkiem na koniuszek rękawa zwieńczony kiścią pięknej dłoni o cienkiej, napiętej skórze, pod którą rysują się błękitnawe żyły. Dotykam ramieniem jego ramienia, ukradkiem węszę odurzający zapach Artemisii  Absinthium. Zapowiedź grzechu… Im dłużej rozmawiamy, zaczynam szukać brązowych, jak palony karmel oczu mężczyzny i umykam spłoszonym spojrzeniem,  gdy jestem przez jego spojrzenie zauważona. Pławię się w powściągliwości mego rozmówcy. Niewiarygodne - pierwsze spotkanie, pierwsza rozmowa a czuję się usidlona,  zniewolona, zaanektowana. I piękna w przypadkowej, aseksualnej sukience, z włosami gładko zaczesanymi, uwięzionymi w ciężkim węźle na karku, taka  nieśmiała niespokojnymi rękoma. Człowiek to dziwna istota. Gdy nic się nie dzieje, żyje odkładając wiele spraw na później;  gdy coś się zdarzy, staje się niecierpliwy. Jorge  jest niecierpliwy.  (…)

(…) Czasami, zanim coś  zacznie się naprawdę działać, czekamy na nadejście idealnej sytuacji.  W rezultacie nigdy nie ruszamy z miejsca, chociaż podjęliśmy już decyzję, przedarliśmy się przez wszystkie „ale” naszego umysłu.  W ubiegłym roku, w marcu, podjęłam decyzję - na pewnym portalu umieściłam anons:

 

Nazywam się Pia. Nie jestem masochistką sensus stricte, chociaż mam  tendencję do uległości. Nie interesuje mnie tresura, pseudo masteryzm,  łańcuchy ani andrzejkowe lanie wosku. Szukam dojrzałego partnera, który podobnie jak  ja, jest człowiekiem wolnym, bez zobowiązań; który ceni i szanuje posłuszeństwo kobiety. Nie  bawią mnie spotkania w biegu, pomiędzy przelewem w banku a przerwą na obiad…

 

Taak… Milczę już dłuższą chwilę, sama do końca nie jestem pewna, dlaczego. Czekam.  Czekam, byś sprowokował mnie do mówienia? Przez zwykłą kurtuazję mógłbyś zapytać –  co mam na myśli oznajmiając, że nie jestem masochistką? Ale zamiast tego możesz powiedzieć: przypadkiem znalazłem się w cudzym świecie, beznadziejnym i jako przypadkowy słuchacz, nie mam ochoty na takie zwierzenia. I słusznie! Także nie lubię  zwierzeń, spowiedzi. Nie lubię. Uważam za śmieszne intymne wynurzenia, wywracanie na lewą stronę własnej duszy. Jarmark z intymnością – komu, komu, sekretne historie, tajemnice i najskrytsze marzenia? Tanio sprzedam, za łut twojego zainteresowania, za niewielką  iluzję, że mnie nie potępiasz! Za  błysk zrozumienia w twoich oczach. I w twoich. W twoich także.

 Nie tańczę na linie, nie chodzę na rękach, nie mam wąsów i brody, ale jestem dziwolągiem. Odmieńcem. Wybrykiem natury. Coś jeszcze ci powiem: mimo to, a może właśnie dlatego, odważyłam się sięgnąć po moje sny, marzenia, moje skrywane przez wiele lat fantazje.  O tym chcę opowiedzieć. Wraz z tobą; i z tobą także; i z tobą również,  świat tamtych emocji  mojej psyche przeżyć  raz jeszcze,  mówiąc o nich uczciwie. Właśnie szczegółowo  odpowiedzieć przede wszystkim  na pytanie: czy on jeszcze we mnie jako pragnienie i tęsknota powracająca,  naprawdę istnieje…

W gruncie rzeczy nie nazywam się Aura;  niewiele mam wspólnego z tym imieniem i chyba go nawet nie lubię. Mojej matce bardzo się podobało i tak mnie ochrzczono, więc  wytrwałam z Aurą do końca podstawówki bijąc i gryząc kiedy naśmiewano się ze mnie,  ale  do liceum weszłam już jako Pia. Trzy litery - Pia, a jednak tworzą coś pięknego i lekkiego.  Przez tak wiele lat byłam Pią, wszystko, co wydarzyło się w moim dorosłym życiu miało związek z Pią. Wystarczy. Niech przemówi Aura, aczkolwiek   ona nie wie, czy uda się jej wziąć odpowiedzialność za życie Pii.  (…)

(…) Czego chciałam się dowiedzieć? Od wielu lat towarzyszył mi wewnętrzny niepokój, dziwne pobudzenie. Nie odczuwałam co prawda aż tak rozpaczliwie jak dawniej poczucia osamotnienia i niedosytu  w kontaktach z mężczyznami, ponieważ w wieku bez mała czterdziestu lat  znalazłam wreszcie na nie sposób - jadłam.  Tak, jadłam! Wracając wieczorami z redakcji do domu przyrządzałam  kolację, a raczej suty, późny obiad. A na deser budyń. Najlepiej waniliowy. Od czasu zerwania z panem Wagą, (potem powiem o nim),  jadłam dużo i zachłannie. Jedzenie usypiało  gorączkowy  niepokój  płynący z ciała,  pobudzało wyobraźnię. Po  posiłku zasiadałam  przy komputerze do ulubionej wieczornej rozrywki - surfowania w Internecie. Poszukiwałam  stron o uległości i dominacji   przypatrując  się mężczyznom  na polskich portalach "klimatycznych", ponieważ  najbardziej  ze wszystkiego pobudzała, intrygowała, napełniała mnie  nostalgią - dominacja i uległość.

Czy marzyłam,  aby zostać czyjąś własnością? Obiektem zaspokajania wynaturzonych libertyńskich pragnień?  Nie, nie, nie! Pomimo tęsknot za własną uległością.  Na anons odpowiedziało wielu „dominów”. Znaleźli się wśród nich studenci i managerowie dużych firm, urzędnicy w średnim wieku i niespokojni trzydziestolatkowie. Wielu miało żony - ci byli „nieszczęśliwi”. Doprawdy, doprowadzali mnie do pasji seksualni  napaleńcy puszący się wiele mówiącymi  nickami: Black  Master, Master_przyjmie_niewolnicę; śmieszył  dwudziestokilkulatek, któremu brak pokory wobec życia, a którego rozsadzało napięcie. Przyprawiał o mdłości niespełniony w stałym  związku mężczyzna. Kultowy (ponoć) zwrot: „Na kolana suko”, wywoływał uczucie politowania dla tychże „dominujących”. Zauważałam z niepokojem, że relacjom: dominacja - uległość, towarzyszy pewna trudność, gdyż garną się do tych praktyk różni ludzie, frustraci, niedowartościowani, i Bóg wie, jacy jeszcze. Otwierałam pocztę i z niesmakiem czytałam:

 

 „Cześć,  jestem z wawy,  mam 28  lat. Szukam starszej - właśnie w twoim wieku suki. Mam 7 lat doświadczenia.”

 

Cóż, myślałam - wchodzenie w takie zależności niejednokrotnie wypacza, zamyka drogi, nie pozwala wrócić na miejsce startu, by poznawać inne możliwości czerpania przyjemności z seksu i bliskości- te piękne chwile prawdziwej miłości, pocałunków,  wyznań, spacerów przy księżycu, radości z delikatnych zbliżeń pełnych ciepła i akceptacji. Rozmywają się kontury prawidłowych relacji między kochankami. Dlatego też zatrwożona czytałam  wypowiedzi młodych  ludzi, poniekąd emocjonalnych kalek. Delete.


„Witam! Zapoznałem się z Pani anonsem. Zaintrygował mnie, gdyż hołduje zasadzie kontaktów z osobami o konkretnych wymogach i zbliżonym wieku. Posiadam dość duży bagaż doświadczeń w zakresie nietypowych zachowań erotycznych oraz dominacji (zdobywanie psychicznego podporządkowania ,poniżanie, stopniowanie dominacji fizycznej, wiązanie, tortury, itp.) który zdobywałem powoli, pozwalając
praktykować na sobie innym…”

 

 

Zatem to miał być macho? Nie uznawał seksu bez dominacji i zapewne poza łóżkiem także troszczył się tylko o swoją przyjemność.  W rzeczywistości to tylko słaby  chłopiec, poczucie wartości budujący  licznymi kontaktami seksualnymi. Nie dałby mi tego, do czego tęskniłam. Delete.

 

„Jestem parę  lat od ciebie starszym odpowiedzialnym i dyskretnym, ale perwersyjnym i bez zahamowań, bezwzględnie dominującym Panem. Przesyłam ci fotki jak używam moich suczek. Trafiłaś  na właściwego pana - suko.”

 

Przekraczanie granic wymagało  według mnie, dużej dozy dojrzałości i wiedzy o sobie, aby nie uczynić krzywdy własnej psychice. Jakakolwiek relacja uległa - dominujący, bądź odwrotnie, mogła  stać się niebezpiecznym uzależnieniem. Uzależniają się zazwyczaj kobiety, czcząc swoich Panów, Mistrzów, godząc się fizycznie i psychicznie na wszystko. Bardzo pragną, aby Pan zobaczył w nich kobietę, a nie tylko sukę. Delete!

 

„Jestem Pan Wojciech chcę cię posiąść  i otoczyć  opieką. Widzę,  że lubisz być  zdominowana. Opisz mi szczegółowo twoje  preferencje. Czy jesteś  w stanie dać  z siebie cos więcej i spełniać  rozkazy Pana w granicach normy. Czekam suniu!”

 

Miałam opisać swoje preferencje… Dać Panu Wojciechowi do ręki gotową instrukcję obsługi Pii. A może jeszcze zaproponować konspekt spotkania?  Kolejny frustrat. Delete.

 

Odkąd sięgnę pamięcią,  roiłam o męskiej dominacji.  Jako  podlotek nie zdawałam sobie z tego sprawy i byłam zażenowana, mając takie fantazje. Dojrzałość skłoniła mnie do przemyśleń, że po prostu bałam się konfrontacji z własną uległością, w przeciwnym wypadku dawno wyszłabym jej naprzeciw.  Decydując się na umieszczenie anonsu, nie potrafiłam sprecyzować, czego szukałam  w uległości.

Najprawdopodobniej chciałam ją w sobie odnaleźć, ogarnąć rozumem, przełożyć na uczucia. I wydawało mi się, że nie były to tylko pia desideria, ale  przemyślana decyzja mądrej  i zdystansowanej kobiety, która według własnej oceny - na taki związek wystarczająco dojrzale i rozważnie się przygotowała. Pozostawało jej zatem wybrać właściwego mężczyznę. 

Pewnego dnia w  skrzynce pocztowej czekał na mnie e-mail. (…)

  (...) Zaintrygował mnie, przykuł uwagę. Był inny. Taki zwyczajny, cichy, bez narzucania się.  Odpisałam na zasadzie przekory, zabawy słowem. (…)

 

  (...) Tym sposobem poznałam Jorge. Korespondowaliśmy  krótko. Czy to dziwne? Kontakt wirtualny był mi potrzebny, żeby od czegoś zacząć, a ja bardzo chciałam zacząć!  (…)

 

(…) Kwiecień. Samochód pędzi po mokrym od deszczu asfalcie a światła reflektorów ledwie odbijają nawierzchnię. Jorge  wiezie mnie na przedmieścia zdezelowanym oplem. Ścieżka wydeptana w wysokiej trawie prowadzi przez stary, zaniedbany sad, a z  pomiędzy drzew wyłania się drewniany dom z oszkloną werandą.  Zwisające z dachu pnącza winogron  niczym drapieżne, zielone węże wpełzają na  zniszczone mury i okiennice. Zaciekawiona  idę między pochylonymi  przez czas jabłoniami,  ich ciężkie, przygarbione ze starości gałęzie ciążą ku ziemi, obsypane wiosennym kwiatem. Zapach trawy. Zapach ziemi.  Szczekanie psa.  Wszystko to przypomina sad z mojego dzieciństwa. Wchodzę w znane mi przestrzenie.  (…)

 
 
 

 

 

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur