Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Barbara Sęk

Fundusz inwestycyjny


On miał osobowość typowego doradcy finansowego. Życie ułożone jak w zegarku, plany sprzedażowe zawsze wykonane, krawat nienagannie dobrany do koszuli i zawsze wypastowane buty. Dzień rozpoczynał około czwartej, piątej nad ranem, od zielonej herbaty i długodystansowego biegu. Kończył około 22.


Ona – niepozbierana artystyczna dusza. Zawsze ociągała się z obowiązkami. Rozpoczęła mnóstwo  przyszłościowych projektów artystycznych, żadnego jeszcze nigdy nie zakończyła. Najczęściej chodziła w potarganych jeansach, ubłoconych nike’ ach i bluzach z kapturem. Dzień rozpoczynała około południa od mocnej, czarnej kawy parzonej z l&m - em  niebieskim. Kończyła około czwartej, piątej nad ranem.


Ostatnio oboje usłyszeli, że inwestycje w otwarte fundusze emerytalne są daremne i nie przynoszą oczekiwanych korzyści. Wiedzieli o tym znacznie wcześniej. Mieli pewne alternatywy, ale zabrakło środków w postaci odwagi, by czerpać pełnowartościowe zyski.
Kiedy powierzali swoje życie, deklarując małżonkom wspólną starość, mogli liczyć na poczucie bezpieczeństwa, stabilizację. Koniunktura rynku była wówczas sprzyjająca.
Pewnego zimowego dnia nadszedł jednak kryzys. Lokaty długoterminowe straciły na znaczeniu. By przeżyć, trzeba było podjąć ryzyko.


On – agent ubezpieczeniowy, sam nie wiedział, co sprzeda, gdy do niej dzwonił. Nie był w stanie sporządzić bilansu zysku i strat. Nie przewidział, że trafi na wymagającego kontrahenta z chrapką na miłość.


Ona – klientka, nie wiedziała, że umowa, jaką sporządzą, nie będzie miała pokrycia.

 

********


Wertował kalendarz, sprawdzając z kim jeszcze, powinien nawiązać kontakt. Miał do niej zadzwonić na początku roku. Przeczytał, poczynione podczas ostatniej konwersacji, notatki. 


Ich poznanie można uznać za dziwny splot okoliczności.
Kilka miesięcy wcześniej, wypełniała ankietę w banku, w jednym z większych miast Polski. Świstek trafił do niego, choć adres zamieszkania potencjalnej klientki nie podlegał temu rewirowi. Nie zwrócił na to zupełnie uwagi.


Wracała z trasy do domu.
Poznała go natychmiast. Już kiedyś rozmawiali. Mimo, że czekała wtedy na ważny telefon, nie umiała zrezygnować z miłej pogawędki. Wszyscy bliscy już dawno przyzwyczaili się do pasjonującego zawodu, jaki wykonywała. Dlatego rzadko drążyli dostatecznie temat. Tak, by mogła czuć się podziwiana i wartościowa.  A w tym okresie potrzebowała tego bardziej niż kiedykolwiek. Przeżywała poważny kryzys zawodowy. Jasne były powody, dla których zadawał tak wiele pytań na temat pracy, lecz mimo wszystko było to miłe.
Nie była jeszcze gotowa na założenie działalności gospodarczej, jak deklarowała podczas pierwszej rozmowy, więc po raz kolejny odwlekła termin kontaktu.


Minęło kilka godzin, a ona wciąż się uśmiechała i rozpamiętywała tę przewrotną pogawędkę. Może warto byłoby zainwestować - pomyślała. Jakaś krótkoterminowa lokata, ryzykowna, tak, by z podniecenia nie można było zasnąć, by żołądek podchodził do gardła, ręce drżały z onieśmielenia, by strach powodował ucisk w gardle.
Wysłała wiadomość. Chciała zbadać grunt pod nogami – „Pan martwi się o moją przyszłość, a czy zadbał pan o własną? Czy ma pan z kim się zestarzeć?”
Długo nie odpisywał, a ona nie dawała za wygraną. Nadal prowokowała. Ostro skomentowała jego ignorancję, twierdząc, że nie odzywa się, bo prywatna rozmowa nie leży w gestii interesów. Tendencję tę określiła jako typowo samczą.
Następnego dnia odebrała smsa – „Czy pani się obraziła? Nie lubi pani mężczyzn?”. 
Zuchwałość kobiety go zaskoczyła, chciał poznać motywy tej prowokacji.
Opowiedziała więc, jak prosił, o swoich potrzebach i możliwościach.
Sporządzili umowę.
Wkładem własnym, obustronnym, miały być słowa, czas, może ciała, nawet uczucia, ale nie życie. Już dawno zainwestowali i nie mieli zamiaru zmieniać funduszu. Mogli się jedynie posiłkować dodatkowym. W innym wypadku wiązałoby się to ze zbyt dużymi stratami.
Przeprowadzili odpowiedni wywiad:

Ona:
Wiek: 24
Stan cywilny: Zamężna
Ilość osób na utrzymaniu w rodzinie: 1, syn, 4 lata

On:
Wiek: 43
Stan cywilny: Żonaty
Ilość osób na utrzymaniu w rodzinie: 2, córka- 18 lat, syn - 15 lat
 

Już pierwszego wieczoru opisywał swój tors, ona zaś  krągłe piersi i wzorcowe nogi.
Marzyła o całowaniu jego rąk i dłoni. O tym, by zębami rozpinać rozporek i ssać członka.
On natomiast pragnął, by po jej cienkiej skórze, przez którą widoczna była każda żyłka, wodzić palcem jak po mapie.


Po dwóch dniach, przedłużył dzień o ponad godzinę, by móc powiedzieć „dobranoc”.
Ona skróciła noc, by odebrać o poranku telefon i usłyszeć wypowiadane przez niego „dzień dobry”.


Wszystko to rozegrało się podczas weekendu. Wśród domowego ogniska, nie mogli ze sobą porozmawiać. Niecierpliwość dawała im we znaki.
On biegając po lesie, zatrzymywał się co chwilę i pisał. Ona, jak co niedzielę, pracowała. I te trzy godziny bez słów wydawały się trwać wiecznie. Źle się czuł podczas jej nieobecności, a było to dziwne, zważywszy na fakt, że należał do samotników.
Ona zapomniała tekstu na scenie. I już była pewna, że kocha. Czy mężczyzna czuł to samo, nigdy się nie dowiedziała. Nigdy bezpośrednio nie dopuścił jej do swoich uczuć.


W końcu doczekali tej chwili.
Już o poranku, na początku tygodnia powitali się ciepłym „dzień dobry”. Przerwali rozmowę, gdy dziewczyna musiała spojrzeć na mapę. Nie sprawdzała wcześniej grafiku. Okazało się, że by dotrzeć do celu, będzie  przejeżdżać przez jego rodzinne miasto.
Mimo, że musiała długo czekać, mając przed sobą jeszcze szmat drogi, nie wahała się wcale. Jemu zburzyły się wszelkie plany zawodowe i musiał zupełnie przeorganizować dzień, ale nie mógł się oprzeć.
Dzwonił wiele razy, pytając gdzie jest, życząc szerokości.
On miał erekcje podczas szkolenia, myśląc o tym, co nastąpi, ona czuła wilgoć miedzy nogami, grając spektakl.
Podczas spotkania pił zieloną herbatę, ona grzane wino.
Ona drżała, on jak zawsze, był swobodny.
Do niczego nie doszło. Myślał, że kobieta się wycofa. W objęciach wnikliwego spojrzenia pokorniała i nie wystarczyło bezczelności, by podjąć wyzwanie. W rzeczywistości chciała chwycić go za krawat i zaprowadzić gdziekolwiek, by tylko dłużej nie zwlekać. 
Kompletnie nie pamiętała drogi do hotelu. Szła na spotkanie w takim strachu i podnieceniu, że nie zarejestrowała żadnego punktu odniesienia. I kiedy ją odwoził, zapytał o drogę dwie kobiety, przechodzące przez przejście dla pieszych. Wtedy po raz pierwszy poczuła satysfakcję a zarazem zazdrość. Była jedną z wielu, które by mu się oddały. Odsetki w postaci bólu już uznała za gwarantowane. Bo nigdy nie należała do zaborczych. A już na pewno nie kajała się przed mężczyznami. Zależało jej.


Szybko w tajnej znajomości pojawiły się rytuały.
Budził ją prawie codziennie słodkim „dzień dobry”.
Żegnała go późnym wieczorem, pisząc „dobranoc”.
Nigdy nie rozmawiali normalnie. Zawsze walczyli. On argumentował słuszność poglądów dłuższym pobytem na świecie. Ona była pewna swojej racji, ponieważ nie miała czasu poddać wniosków konwenansom.
Wzruszała go jej nadwrażliwość. Lubił jej cięty język i niekontrolowany, głośny śmiech. Imponowała bezwzględna szczerość, spontaniczność i pasja.
Ją wzruszała skromność, szlachetność i empatia. Lubiła jego cwaniactwa i manipulacje dyskusyjne. Imponowała ambicja, pogoda ducha i samodyscyplina.


Nie znosił mówić o sobie. Zorientowała się, że  nie należy do tych, samodzielnie kreujących ego. To inni mieli mu prawić komplementy. A on za ich pośrednictwem, miał zyskiwać wiedzę na swój temat. Nieustannie podjudzał ją do wystawiania wspaniałego świadectwa, coraz wyraźniej akcentując „dzień dobry”. Czuł, że dźwięk jego głosu rozświetli twarz dziewczyny i sprawi, że punktualnie wstanie do pracy. Nie zapominał nigdy zapytać gdzie jest, życząc szerokości, tudzież miłego dnia. Uparcie wysyłał ją do lekarza, gdy bezskutecznie szpikowała się homeopatią.
Uwielbiała poddawać się. Zostawiać mu pole do popisu, przy stawianiu kropki.  Pozwalała  zapędzać się w kozi róg, chwytać się za słowa, by to właśnie on w tym duecie mógł grać pierwsze skrzypce.
Podziwiali siebie nawzajem i czerpali z siebie to, czego brakowało im w doczesnym życiu.
Obdarzał ją na każdym kroku swoją wiedzą, doświadczeniem życiowym i pieczą. W razie przemęczenia zalecał zieloną herbatę, ciepłe kąpiele i wczesny sen.
Dla rozluźnienia polecała randkę w łóżku i białe półsłodkie.
Gdy chciał ją zbić z pantałyku, mówił ironicznie „ależ kobieto”, albo nie zdrabniał wcale jej imienia. Kiedy ona zaś, chciała mu udowodnić, że nie ma zamiaru słuchać rad, stosowała krótkie, lecz soczyste „ale, kurwa mać…”.
Często mówili równocześnie i żadne nie chciało ustąpić. On walczył z jej buntem, ona z jego konserwatyzmem.
On namawiał ją, żeby oglądnęła „Rejs” i „Misia”, ona twierdziła, że w tym wieku koniecznie musi już zapalić marihuanę.


Drugiej szansy nie mogli zmarnować.
Oddaleni o 360 kilometrów przeglądali zdjęcia hotelowego pokoju i rozmieszczali w nim, w wyobraźni, swoje ciała. Odliczali 72 godziny do zespolenia, sprzeczając się, czy w łazience powinien być prysznic czy wanna. W końcu doszli do porozumienia i zarezerwowali nocleg.
Nie było im łatwo. Strach paraliżował. Kobieta zastrzegła od razu, że przed aktem, będzie musiała wypić dwie butelki wina. Mężczyzna zadeklarował, że zacznie pić kawę, by w tym czasie nie zasnąć.
Nie wiedziała jak się przed nim rozebrać. Intymność mogła zniweczyć tę relację. To się działo zbyt późno. Gdyby aspekt związku był iście seksualny, nie zależałoby im na tym, by dobrze wypaść. Tymczasem więź emocjonalna była za mocna, by nie obawiać się rozczarowania.
Zakładali jeszcze jedną ewentualność. Ostateczne scalenie mogło naruszyć warunki umowy.  Kiedy przyznała mężczyźnie, że przeglądała zdjęcia całej jego rodziny na portalach społecznościowych, nie wierzył, że kierowała się wyłącznie ciekawością. I miał rację.
Wyszła daleko poza zacisze hotelowych pokoi. Była z nim na wspólnych wakacjach w ciepłych krajach. Przedstawiała go swoim przyjaciołom. Spędzali święta u jej rodziców. I czasem z przerażeniem stawała przed swoim synem i jego dziećmi. Odpierała w wyobraźni żal rodziny, zemsty przyjaciół, odwet męża, nienawistne spojrzenia bliskich.
On patrzył na swoją córką. Zastanawiał się co by czuł, gdyby o dwadzieścia lat starszy mężczyzna, wszedłby w życie dziewczyny.
Targani wątpliwościami i przerażeni manipulacją, jaką odczuwali w konfrontacji z uczuciami, postanowili, że spędzą ze sobą noc, choć nie obiecują fizycznego zbliżenia. Nie przeszkadzało im to. Wystarczyłoby położyć się obok siebie, wtulić, rozmawiać i razem zasypiać.
Ona nie mogła uwierzyć, że rano nie tylko go usłyszy, lecz także zobaczy. On nie mógł uwierzyć, że zgodził się obudzić nie u boku żony.
Musieli zredagować kolejne paragrafy w umowie.
Tak więc postanowili, że niezależnie od trudności, związanych z pożegnaniem, ich kontakt będzie z czasem umierał śmiercią naturalną. Aż pewnego dnia wypalą się całkiem. Wykasują swoje zdjęcia, numery, adresy mailowe, nigdy nie wpiszą swoich danych w Google czy Facebooka, próbując dociec, co dalej dzieje się w ich życiu.
Jeśli nie rozczarowaliby się, już następnego dnia musieliby się definitywnie pożegnać. Nie mogliby spotkać się nigdy więcej. Wróciliby do domów, niczym karne nastolatki, udając, że nic się nie stało. Mieliby prawo wyłącznie do wspomnień. Trwoniliby na nie czas, popłakując nocą w poduszkę, gdy współmałżonkowie zasną.
Na dobę przed spotkaniem, mężczyzna sporządził kolejny aneks. Istotna była zmiana przedmiotu umowy z romansu na platoniczny związek. Żadne nie zdradzi swoich partnerów, nie dopuszczą do poniesienia tak ogromnej odpowiedzialności.
Dwie godziny krzyczała, wpadając niemal w histerię. Zasypała go okrutnymi pytaniami i oskarżeniami. On czule powtarzał – „ Nie przerywaj. Mów, czuję, że nie powiedziałaś jeszcze wszystkiego, mów, słucham”.
Wtedy pojęła, że jest nieugięty, że reakcja na pierwszą prowokację była nieprzemyślanym zupełnie odruchem. Nie uległ cierpieniu. Wierzył w znaki.
Następnego dnia przechadzała się po jego rodzinnym mieście. Wiedziała, że mężczyzna nie zostawi sprawy ot tak, od razu. Ale zbliżał się nieuchronnie koniec. Dawki powitań i pożegnań będą coraz mniejsze. Potrzebowała pamiątki. Kupiła podkoszulek z jego ulubioną drużyną piłkarską. Chodząc po ulicach, wyobrażała sobie, jak bawią się razem na meczu. Bieliznę, przeznaczoną tylko dla niego kupiła i schowała głęboko w szafie, nie odcinając nawet metki. 


Spotkali się jeszcze raz, w przelocie. Na pożegnanie rzekli zwykle „pa”. Wtedy nie wytrzymała, stanęła na palcach i podarowała niezobowiązującego buziaka. Może przeczuwała, że widzą się po raz ostatni. Jeszcze przez jakiś czas się kontaktowali. Dzwonił jednak coraz rzadziej, nie rozbierał słowami.
Ona dalej latała z nim do ciepłych krajów, przytulała go, całowała.
On raz przechadzał się raz po mieście, w którym mieszkała. Chciał zadzwonić, stchórzył. Spacerował i wspominał.
Nic złego nie zrobili, dlatego nadal nie wykasowali swoich zdjęć.
I tylko czasem, gdy jadą tymi samymi drogami, przemierzanymi podczas wspólnych rozmów, uśmiechają się z sentymentem.
Trzy miesiące, dokładnie trzy godziny spędzone ze sobą. Tyle mieli wspólnego czasu. Odzywają się raz na półtora roku i wtedy znów godzinami się przekomarzają.
On wie więcej, niż chciałby wiedzieć i dlatego ciągle się boi. Ona nie wie nic, ale przypuszcza, że jego uczucia mogły się wzmocnić tak, że uzyskałaby dostęp do jego ciała, a nawet życia.
Ostatnio wspomniała o nowej przygodzie, o pisarstwie. Zapytał, czy gdzieś w tekstach odnalazłby siebie. Tak. Gdyby to zaszło dalej, pewnie mógłby powstać tkliwy romans, pełen napięcia i emocji. Nie było na tyle materiału. Powstało tylko krótkie opowiadanie. Pamiątka platonicznego związku. Pamiątka, którą tylko oni zrozumieją. Tekst przepełniony zaimkami, bo żadne z nich nigdy nie zyskało uprawnień na to, by mówić o sobie jawnie po imieniu, by nazwać się kochanką i kochankiem, partnerką, partnerem.
O tym, co sądzi o tej wspomince, dziewczyna dowie się za półtora roku. Nie teraz. Przegrała znów, bo zaprosiła go na godzinną kawę w połowie drogi od ich domów.
Ona była winna mu pamiątkę, on winien zafundować teraz kawę, po bolesnym akcie twórczym, jaki przeżyła.
W jej wyobraźni siedzą w kawiarni. On pije zieloną herbatę, ona mocne espresso. Kilkanaście minut później mężczyzna odrywa metkę z nowego biustonosza.


Lokata okazała się długoterminowa. Bilans zysków i strat wyrównany. Nikomu nie przyniesie satysfakcji.
Wszyscy wokół nadal podpisują dożywotnie umowy na wyłączność, nadal powierzając swoją przyszłość otwartym funduszom emerytalnym.
Ona nie mogła, nie zdążyłaby się przy nim zestarzeć.

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur