zeskrobany z krawędzi przez pochylonego Chrystusa
spoconego biegiem do autobusu
ujadasz na słowa
kropla drążąca słonym szlakiem
zmarszczenie ust zastygła
kołuje dym z papierosa lśni trawa
burzy się rzeka samochodów ugina asfalt
zaciągnięty na schody oparty o poręcze balustrady
patrzysz mu w plecy
szklanego jak deszcz złotego jak przebiśnieg
ulicznego przechodnia
|