Rok Pański 1578, 19 czerwca
W tym czasie, zanim wyruszyłam w podruż, która trwa do tej pory; próbowałam dowiedzieć się czegoś o tym piracie, którego pochowałam. W klasztornych zbiorach, księgach i skryptach nie znalazłam nic. Chyba był zbyt młody by zapisać się na kartach pirackiej historii. Pomocny, o ile tak to można nazwać, okazał się nasz stary, poczciwy klucznik. Słyszał o nim tylko tyle, że takowy istnieje i robi "znaczną" karierę wśród korsarskiej braci tak, że imię jego budzi groze na coraz większej liczbie mórz. Frustrujco mało to pomocne. Ale jak go znaleźć, a raczej jego załogę?
Zadanie jakiego się podjełam, a raczej obietnicę jaką złożyłam, wydawała się z założenia prosta. Dostarczyć, co dostarczyć należy i wszystko. Tyle, że na tym łatwość się kończyła. Zawsze się ona kończy na założeniach.
Ten przedmiot okazał się nie tyle może co cenny ( w końcu to drewniana tandeta była), ile ważny. Stanowił on o tym kto obejmuje chegemonię na morzach i oceanach. Ale o tym dowiedziałam się ciut za późno. Bo oto teraz ściga mnie pół, jaknie cała piracka flota i 3/4 królewskiej armady pod dowudztwem Komodora Deco za ... korsarstwo. Ale wg mnie był poprostu idiotą. Jak więkrzość meszczyzn.
Tak, czy owak dopiero po 4 dniach zaczełam swą "krucjatę dobrej duszy" co oddaje przyslugi piratom. W tym celu udałam się do portu na wybrzeżu naszej wyspy odalonego o dobrych pare kilometrów by tam zaciągnąć właściwch informacji... c.d.n. |