atawistyczne szczęście mierzone wyciągniętymi rękami
miarowym kołysaniem twardymi kolanami podskokami
patataj patataj na koniku fruuuu teraz polecimy samolotem
tam w górze świat się zmienia w ponadczasowość i widać
bardzo dobrze nogi do połowy łydek szybkim krokiem
brunatniejące źdźbła pokrzyw rozpychają szpary w murze
gdy pada deszcz nic nie widać spod warstwy łez odbitych
w pachnącej kiszoną kapustą parującej kartoflami kałuży
wędrówka z rąk do rąk jest żmudna z krótkimi przystankami
najpierw u najstarszej cioci zosi - mówiłam i tyle razy prosiłam
to trzeba spisać koniecznie od samego początku i co?
nie miałaś czasu przed a po stopionym śniegu ani śladu
wujek witek zbyt zajęty pielęgnowaniem zdrewniałej nogi
i pulchną żoną a hanka teresa marysia mają tyle pracy
w przerwach pomiędzy pielęgnowaniem kwiatów i dzieci
czyszczą garnitur najmłodszego co ma zostać inżynierem
lubię zapach krupniku nawet tego który się wciąż przypala
od piosenek śpiewanych ciepłym barytonem z wesołym rytmem
wystukiwanym flek po fleku szewca łysego jak kolano
w suterenie obok - wejście od podwórka i na prawo |