kiedy krzyczałem: jestem do wzięcia
nikt nie reagował może tylko stada gołębi,
zaszyte gdzieś w mojej podświadomości
i chorowałem wtedy na powolne umieranie
stawanie się wciąż od nowa po nowemu
dla nowego i nie pamiętam kogo jeszcze
przyszła trochę szybko nie za wolno
nie wiem po co mówiła
że nie mogę już numerować moich wspomnień
nie zabijać jej pożarów nie truć ptaków
i nic więcej się nie stało
moje skarpetki te z przed tygodnia
żyjące pod fotelem
nie skarżyły się tak jak reszta
zza piątej bramy światła
nikt już nie przyszedł więcej na mój taras
do mnie do gołębi do jej pożarów
wszystko jakby takie zapomniane
pożary zagaszone