z frywolnym spojrzeniem
w szaleństwie puszczanych oczek
z gładkością jedwabiu przy sercu
zadziorem okaleczonych pięt
na urwanej ścieżce
w spacerze za jutrem
skokiem kozic na wysokich obcasach
z szyją żyrafy
głową w chmurach
gdzie w stylon obwiązane dni
nie zauważają brzoskwiniowej skórki
za grosz kupiona na bazarze
za pięć w firmowym sklepie
tuli się jak głodny kot
połyskiem nitek odbiciem wzorów
szelestem myśli zaćmieniem koncentracji
w zakręconej stopie ułudy
aż czas oświetli wnętrze wartością emerytury
i zbiegnie spojrzeniem
w bawełnianą skarpetę |