On pamięta jeszcze rdzawe lato i piasek na zębach, i ciepła wódkę, i ogórki i to, jak ona wiła się pod nim i pachniało orzechami i komary... i kometa...
Teraz - śnieg, noc i las zupełnie nie do poznania.Znow ta gorączka, tak chce jej i to wydaje mu się przerażające, dlatego że już nie widzi tak, jak widział wcześniej, a ją można zobaczyć tylko tak, jak on patrzył wtedy.
Przyśpieszając bieg, myśli, że oni i tak byli niepotrzebnym, obojętnym medium lata. Ta myśl prawie go uspokaja. Nie na długo.
Śnieg poskrzypuje pod nartami, czernieją sosny, czerwienieje lęk w jego głowie. Waha się biały trójkąt twarzy. Wszystko jasne. Nic nie jest jasne. W zaspach ukazują się rysy jej twarzy, kontury ciała - on chwyta garściami śnieg i je, i śmieje się w desperacji i z bezsilności. Śnieg - piekąca, pożądana, gorąca magma niespodziewanie rozpuszcza się w krtani. Pudło, znów nie trafione. Spluwa, stojąc na czworaka, a sosny zaklinają: "Śpij, śpij, niespokojny, połóż się, tu jest miękko, zaczekaj, połóż się, s-s-s-pij!".
Kosmos i przytulny budzik na szafce w jej sypialni. Ból w skroniach i słaba nadzieja. On żegna ją w wirujące węgielne wody, źródlane głębiny, strumienne jary.
- Weź mnie za rękę, miły.
Ocknąwszy się widzi, że ściska w ręku świerkową gałązkę. |