IKONA
Z oszronioną głową w chmurach
Z sękatym kosturem lat u nogi
Szedł górami wędrowiec - poeta
Szukał poezji co nieopatrznie
Wymknęła mu się spod pióra
W oczy zaglądał pękatym cerkwiom
W łemkowskich domów ponure sienie
Spotkanym ludziom patrząc prosto w serca
Pytał głośno sam siebie
Czy czasem jej tu nie ma
Lecz zamiast garści nieposłusznych wierszy
Co atramentu granatowym kleksem sie rozprysły
W bibliotece wiejskiej obok tłustych tomów
Dziewczynę ujrzał z warkoczem pszenicznym
Porcelanową twarzą - madonny
I gdy zapatrzył się w nią jak w cudo
Odzianą w słoneczników złotych wota
Pomyślał wielce zadziwiony
Czy to zaiste - kobieta - jest
Czy może tylko - ikona
Zakochał się w niej poeta
Jak soból jary w młodej dziewczynie
Konwalii tak świeżej jak majowy poranek
Na ziemi i w niebie ślubując swą miłość
O rękę jej prosił buki stare
W bezsenne noce
Składał dla niej czułe rymy
Dniem pod stopy rzucał kwiatów poematy
Lecz gdy księżniczka bucik w lesie zgubiła
Z innej bajki książę znalazł go - niestety
I jak to zwykle w poetów życiu bywa
Szczęście z miłością nie idzie w parze
Sercem poety wzgardziła Barbara
Nie spod znaku lutni kochanka wybrała
Lecz - eskulapa
A choć między nimi
W środku mrożnej zimy
Drzewo miłości kwiatem rozkwitło
Nie pojęła za męża Jerzego Barbara
Za żonę Barbary nie pojął Jerzy
Barbara na zawsze ikoną została
Świętym na wieki pozostał - Jerzy |