przyziemny poranek trzeszczał pod zmarzniętymi butami
idącymi chodnikiem wzdłuż obdrapanych kamienic
ciężkie powietrze kładło się na ziemi ściskając niedobudzone zmysły
całując je bagażem niewyraźnej źrenicy schowanej pod futrzastym
chroniącym przed mrozem kapturem
w chwili letargu zamkniętego w siatce będącej ogrodzeniem
nieskoordynowanych uczuć i pracy słońce błysnęło ostrzem
pomiędzy żebrami docelowej przestrzeni a wiatrem
którą przerwał dźwięk upadającego na beton ratunku
przyszłości nieokiełznanych zdarzeń i znaczeń
szklanka z herbatą potłukła się w jednej chwili z zachwianym lustrem a ja
nie wiedziałam co powiedzieć stojąc pomiędzy niedorosłym tłumem
więc powiem to dzisiaj dziękuję |