Spotkanie, na które dotarliśmy wszyscy, zakończyło się nagle.
Od naszych spojrzeń zajęły się firanki. Krótkotrwale szczęśliwi
zapomnieniem sączyliśmy właśnie wiśniówkę - fantazję szefa.
Zaśmiałam się, że chudy siedzący na rogu zostanie wdowcem,
a on na to, że jego żona, słomiana wdówka, ma zalotne spojrzenie
i loczek nad czółkiem. Spodziewał się nie zastać jej po powrocie.
Jak ta sala żyła myślą wspólną, jak dramatycznie gestykulowano,
bez użalania przyznawano się do błędów i bito w dzwony.
Nadchodziło nowe, o którym marzyliśmy dniami i nocami.
Parowały szyby. Nikt nie zastygł na progu jak pies w Pompejach.
Ktoś zapomniał zabrać aktówkę. Suma złudzeń zmieniła się
w szlam, ubity podeszwami zwyczajnych butów. Byliśmy średni
i szybcy.