Nurzam się w szczęśliwych wyrażeniach,
oblewam genialnymi frazami,
opływam w zdania współrzędnie złożone,
zapadam się z głową w wyszukane porównania.
Robię oko do czytelników –
poukrywane tam i ówdzie tropy,
jednak nie tak starannie, by uważny odbiorca
ich nie znalazł.
Gdybym nie pisał byłbym matematykiem –
pisanie ma wiele wspólnego
z rozwiązywaniem równań kwadratowych.
Tymczasem łapię motyle, chodzę do burdelu.
I jestem mylony z kompozytorem – Nicolasem –
Joyce na próżno twierdził,
że można tworzyć wartościową sztukę dla mas.
Uważni odbiorcy wprawdzie mnie z nikim nie mylą
ale jest ich mniej.
„Pewien mądry Łotysz, którego poznałem w Moskwie w 1919 roku, powiedział mi raz, że opary zadumy, w których bez żadnego powodu od czasu do czasu się pogrążam, to niezawodny znak, że skończę w domu wariatów” |