Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

ewan mcteagle

Szczęśliwy traf

Do Kalifornii, Za oknem deszcz. Billy siedział w swym pokoju. Oczy wlepione miał w podłogę. Wziął głęboki oddech. W pokoju było strasznie duszno jak gdyby świat chciał do niego wejść. Podszedł do okna. Uchylił je. Przez chwilę, gdy powietrze uderzyło go w twarz, odniósł wrażenie jak gdyby jechał pociągiem.

zobaczyć ocean, poznawać dziewczyny i smakować życia.

 

Ale wtem wiatr ustał. Świat na zewnątrz dusił się tak samo jak on.. Billy sięgnął do spodni po paczkę fajek. Ku swemu przerażeniu dostrzegł, iż w pudełku znajduje się tylko jeden papieros.

 

- Szlak by cię trafił - zaklął wściekle.

 

Rozumiał, że to oznaczało wycieczkę w deszczu. Zapalił papierosa. Naciągnął rękaw na dłoń i przetarł szybę. Była trochę zaparowana. Nie mógł otwierać okna by nie utopić się we własnym pokoju.

Spojrzał przez okno. Po drugiej stronie ulicy, pod starym zardzewiałym baldachimem nieczynnego kina stał biedny staruszek.

 

Starzec chce słońca.

 

Starzec chce deszczu.

 

Starzec pragnie nieba.

 

Starzec chce gwiazd.

 

Billy wypalił papierosa i wyrzucił go przez okno. Nigdy nie lubił tej chwili. Zawsze odnosił wrażenie jak gdyby z tym tlącym się jeszcze papierosem wyrzucał cząstkę siebie.

 

- Ech...idiota z ciebie. – powtarzał sobie wtedy.

 

Poszedł do kuchni. Odkręcił kran. Przepłukał sobie usta i otarł je ręką. Skierował się do przedpokoju. Wyjął kurtkę z szafy. Otworzył drugie jej skrzydło szukając parasola, choć wiedział, że go tam nie ma. Był zepsuty i go wyrzucił. Tak mu się wydawało, ale wolał się upewnić. Spojrzał na pustą szafę.

 

- No trudno...co robić? – powiedział.

 

Otworzył drzwi.

Wyszedł.

Przekręcił wszystkie zamki. Powoli szedł do schodów. Nasłuchiwał czy przypadkiem gdzieś nie czai się jakiś sąsiad czy sąsiadka. Nic go bardziej nie denerwowało, no może oprócz porażki ulubionej drużyny, jak pogawędki z sąsiadami. Szczególnie starszymi. Znają go od dziecka, widują praktycznie codziennie i zawsze muszą pytać:

 

- Ile to już masz lat?

- 20

- 20?! Boże jak ten czas leci!!

 

- Ano leci...i głupie gadanie go nie zatrzyma. – powiedział sam do siebie.

 

Droga wydawała się wolna. Szybko zbiegł po schodach z trzeciego piętra i po chwili był już na dole. Stanął naprzeciw drzwi. Zapiął suwak w kurtce. Otworzył drzwi. Deszcz lał jak z cebra. Cofnął się o krok i zapiął kurtkę po szyję. Rozejrzał się dookoła. Pod skrzynką na listy leżało mnóstwo gazet i reklamówek. Wziął kilka: Pizza Hut, Rossmann i innych. Zakrył nimi głowę.

 

Do sklepu z tytoniem nie było daleko. Był on po drugiej stronie ulicy, tuż za rogiem Góra dwieście metrów. Problemem Billy’ego było co innego. Mianowicie taktyka. Jak to rozegrać żeby nie zmoknąć do suchej nitki? Jeśli pobiegnie to cały się zachlapie wodą z kałuż. Jeśli będzie szedł wolno to zmoknie na amen. Postanowił pogodzić te dwie sprawy i pobiegł truchtem. Z początku słyszał jak deszcz bombarduje gazety nad jego głową. Po chwili czuł jak papier mięknie mu w rękach. Gazety zaczęły ustępować sile wody. Tuż przed wejściem do sklepu wyrzucił je na chodnik. Stanął pod malutkim daszkiem nad drzwiami wejściowymi. Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyciągnął chusteczkę i otarł nią sobie czoło.

 

W sklepie z tytoniem, odkąd Billy pamiętał, pracował Pauly. Bardzo sympatyczny aczkolwiek tajemniczy koleś. Czasem potrafił tak spojrzeć na człowieka, że tego przeszywał dreszcz. Na ogół był jednak dość przyjaźnie nastawiony do ludzi. Potrafił wysłuchać gdy ktoś przychodził do niego po radę lub po prostu się wygadać. Można się było domyślić, że Pauly przeszedł w życiu nie jedno. Miał te swoje 50 lat życia wypisane w oczach. Co do dnia. Billy często w czasie wakacji przesiadywał u Pauly’ego w sklepie. Dyskutowali o dziewczynach, Monty Pythonie, filmach i muzyce. I za każdym razem gdy Billy’emu zdawało się, że poznał Pauly’ego ten znów go zaskakiwał. Tego człowieka nie dało się poznać. Nawet gdyby się żyło sto lat.

 

Billy wszedł do sklepu. Za ladą siedział palący (tradycyjnie) Camela - Pauly. Przywitał Billy’ego uśmiechem. Billy podszedł.

 

- Co dla ciebie Billy? – spytał.

- Lucky Strike.

- To wszystko?

- Tak Pauly, dzięki.

 

Wyszedł. Z kieszeni wyjął resztkę gazet. Podniósł je nad głowę. Twarz okrył z jednej strony kołnierzem.

Deszcz jakby osłabł.

Lekkim truchtem ruszył w stronę domu.

Gdy już widział drzwi coś nagle uderzyło go w bok.

Padł na chodnik jak zknockoutowany bokser. Gazety wylądowały w kałuży. Widział jak książki surfują po wodzie. Otrząsnął się i poczuł na sobie jakiś ciężar. Spojrzał w kierunku swych stóp. Leżała na nim śliczna brunetka. Obok nich otwarty plecak z książkami.

Spojrzeli sobie w oczy.

 

- Wszystko ok? – spytał.

- Tak...chyba tak – odpowiedziała.

- Słuchaj...przepraszam, nie zauważyłem cię – zaczął.

- Nie to ja przepraszam – przerwała mu -  biegłam jak szalona nie patrząc przed siebie.

- E nie ma o czym gadać – powiedział spoglądając na jej skaleczone kolano – Może wejdziesz do mnie? Opatrzymy to.

 

Billy otworzył drzwi. Weszli do środka. Zaproponował herbaty, ale tylko spojrzeli sobie w oczy i wszystko zrozumieli. Nagle zmieniła się temperatura pokoju. Wszystko zdawało sie wtedy takie oczywiste. Nie musieli nic mówić. Sprawy toczyły się same.

 

Gdybym zdradził ci sekret

tak cenny, że aż zwykły

Czy zachowałabyś go tak długo

aż usechłby jak kwiat

Czy wypowiedziałabyś go na głos

by rozświetlił serce

jak księżyc w mroku

By jak kamień z serca spadł

 

 

Oboje leżeli teraz spoceni na łóżku. Mimo iż przed chwilą padało, teraz było gorąco i duszno. Pot parował z ich ciał jak woda na rozgrzanym asfalcie.

 

Billy spojrzał za okno.

 

Słońce przytłumione za chmurami. Pomarańczowe, brązowe, czerwone. Mieniło się tysiącem barw jak dobra whisky.

 

- Nareszcie – powiedział Billy – Jak to mawiał dziadek: „słonecznych dni i whisky nigdy dość”.

Wyciągnął paczkę Lucky Strike. Była pełna. Od razu poczuł się lepiej. Odpalił papierosa i zaciągnął się.

 

Ona podniosła się z łóżka. Stanęła za nim i oparła głowę na jego ramieniu.

 

- Rzuć to palenie. – wyszeptała mu do ucha.

 

Billy już miał przytaknąć, ale wtedy przypomniał sobie dzięki czemu się tu znalazł.

 

- Nie mogę. – odparł

 

- Dlaczego? – spytała

 

Westchnął głęboko.

 

- Bo.... to tak jakbym porzucił Ciebie.

 

 

 

20.03.2005 

 

 

© 2005 Miłosz Michałowski

 

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur