Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

ewan mcteagle

„Uśpiony”

 

 

Zmartwiony człowiek ze zmęczonym spojrzeniem. Nie chciałbyś takiego spotkać idąc rano po gazetę. Aksamitna skóra, wzrok mordercy wbity w pochmurne niebo, rozciągnięte nad miastem jak stary koc, którego nigdy nie ma czasu wyprać. Tak wyglądał ten człowiek. Centralna postać tej historii.

Dla uproszczenia a zarazem by zbyt wiele nie zdradzać nazwijmy go „Bohater”.

Siedział tak sobie przy oknie. Oczy przyklejone do kartki papieru (a Bohater był pisarzem, przynajmniej lubił tak o sobie mówić). Siedział tak, bezpłodnie, siódmy dzień. Z kawałkiem papieru i ołówkiem w dłoni. Chciał się już nawet zamienić rolami z ołówkiem, ale pomyślał, że na to samo wyjdzie. Jego los będzie zawsze w czyichś rękach, a on będzie temperowany i zapewne dotkliwie pogryziony przez nerwowego właściciela. A w końcu pewnie zostanie. wyrzucony i zapomniany. Jednak tak jak każdy ołówek...znaczy człowiek chciał zostawić po sobie jakiś ślad (w tym wypadku na papierze).

Rękoma uciskał skronie. Zmuszał krew by krążyła szybciej, efektywniej. Gapił się na kartkę.

- Szlak by cię trafił! – sądził, że papier struchleje i sam się zapisze. Nic takiego nie miało miejsca.

Był już gotów zwymiotować byle kartka czymś się zapełniła.

Z każdą sekundą coraz bardziej gwałcił swój umysł by ten wydał na światło dzienne jakiś pomysł.

Z tego również nic nie wyszło

Bohater wstał z krzesła. Poszedł do salonu po fajki.. Zapalił i zaciągnął się z nadzieją, że w dymie znajdzie natchnienie. Lecz wena była tak daleko jak wspomnienie czystych, nieosmolonych płuc. Myślał o dziesiątkach dziewczyn, które zostawił i setce innych, które zostawiły jego. Miał nadzieję, że rozdrapując starą ranę krew popłynie z niej strumieniem inspiracji.

Niestety.

- Cholera przecież zawsze działało! – denerwował się na siebie.

Zwykle im bardziej bolało tym więcej pisał. Ale rany się zabliźniły. Niczego nie dało się z nich wyciągnąć.

W głowie zaświtał mu kolejny pomysł. Podszedł do okna.

- Najlepsze scenariusze pisze przecież życie – powiedział z iskierką nadziei w oku.

Z wytężeniem spoglądał przez szybę. Wzrok miał rozmyty jak nieostre zdjęcie. Przetarł oczy. Przez chwilę wydawało mu się, że to deszcz zmącił mu widok. Wsłuchiwał się w powietrze. Cisza.

To nie deszcz.

Spoliczkował się. Otworzył okno. Trochę lepiej. Dostrzegał postaci na ulicy. Jeszcze bez szczegółów, ale był już postęp. Skupił uwagę na staruszku stojącym pod monopolowym. Długa siwa broda zakrywała mu twarz. Jak gdyby nie był już wystarczająco anonimowy.

Flaszka w papierowej torbie była już w połowie pusta (tak, Bohater był pesymistą).

Fajka, spalona do filtra, wystawała mu z ust.

- Ciekawe jaka jest jego historia? – spytał Bohater a pytanie zawisło w powietrzu. – Zresztą kogo obchodzi historia jakiegoś menela. – dodał po chwili – Trzeba wymyślić coś lepszego – skwitował.

Minuty mijały. Dzień, co doprowadzało go do szału, nie stawał się coraz dłuższy.

W końcu wpadł na jeszcze jeden pomysł. Szatański w swym zamierzeniu, według Bohatera jednak, jak najbardziej uzasadniony, biorąc pod uwagę jego sytuację.

Postanowił mianowicie odwiedzić swojego kolegę by nie komplikować sobie życia, które i bez tego jest skomplikowane nazwijmy go „Kolega”.

Kolega mieszkał dwa piętra wyżej. Był najlepszym jeśli nie jedynym przyjacielem Bohatera. Bohater założył buty, narzucił koszulę. Do kieszeni schował zapalniczkę i fajki. Do ręki wziął tę nieszczęsną pustą kartkę i ołówek. Zamknął drzwi i już go nie było.

Winda jechała o te dziesięć cennych sekund za długo, więc postanowił wybrać schody. Narzucił sobie szaleńcze tempo biorąc po dwa stopnie naraz. Zdyszany stanął pod drzwiami Kolegi. Ogarnął się, odchrząknął i zapukał. Soczyście i stanowczo.

Po drugiej stronie dało się słyszeć leniwie stawiane kroki i szuranie starych zdartych kapci.

- Kto tam? – spytał głos zza drzwi.

- To ja – odpowiedział Bohater – Nikt inny cię nie odwiedza. Otwieraj.

- Taaa... – odpowiedział głos.

Zamki warknęły. Drzwi otwarły się ze skrzypieniem. Przeciąg niczym morska bryza uderzył Bohatera w twarz. Zakręciło mu się w głowie. Mało nie zemdlał od takiej dawki tlenu. Ujrzał jak zwykle ponurą twarz Kolegi. Ten oznajmił:

- Wchodź. Robisz mi przeciąg.

Bohater wszedł. Rozejrzał się (z przyzwyczajenia) spodziewając się jakichś zmian, ale mieszkanie Kolegi zawsze wyglądało tak samo, trudno więc było spodziewać się diametralnych zmian.

Przy wejściu, na wieszaku, wisiała znoszona kurtka Dickies, na podłodze poniewierały się stare Conversy a w głębi mieszkania znajdował się skąpany w dymie salon.

Bohater zdjął buty i udał się na fotel przed telewizorem. Kartkę i ołówek położył przed sobą na niewielkim stoliku. Kolega usiadł w takim samym fotelu z brudnym, zniszczonym zielonym obiciem. Siedzieli tak naprzeciwko siebie. W milczeniu. Tak zazwyczaj ze sobą rozmawiali. Nawet jeśli rozmawiali to niewiele z tego było zrozumiałe dla innych. Kolega zapalił fajkę i podszedł do okna.

Pierwszy zadał pytanie:

- Jak podmiot liryczny?

- Nie żyje – odpowiedział Bohater

- Rozumiem. A jak zdrowie?

- Spytaj trupa.

- Którego?

- Tego co zawsze straszył cię po nocach, z ekranu telewizora i potem jeszcze z szafy przy drzwiach.

- Wiesz jak to jest...- powiedział zmieszany Kolega - ludzie sadzą, że...- wtem przerwał mu Bohater.

- Nie! – Bohater uniósł głos - Nikogo tam nie było, ale fajnie chociaż pomarzyć, że jest, że mógłby tam być.

Kolega westchnął zniecierpliwiony.

- Czemu jesteś taki upierdliwy?! –zirytował się. Nie zdarzało mu się to często - Każdy ma swoje demony. – próbował się usprawiedliwić

- Wiem - kontynuował Bohater - inaczej nie rozmawiałbym z tobą, choć wiem jak cię to denerwuję,

gdy zdejmujesz kurtkę a dobry humor zaszywa się gdzieś w kieszeni.

- Skoro tak uważasz. – Koledze nie odpowiadał kierunek w jakim poszła rozmowa - Z resztą nieważne...

Bohater wstał z fotela. Kolega wciąż wpatrywał się w ulicę.

- Nieważne? Jak się czuję? Nie wiem. Spytaj trupa. – Kolega odwrócił się.

Bohater wyciągnął scyzoryk.

- Którego? – zdążył jeszcze spytać.

- Tego, z którym teraz rozmawiam. – padła ostra odpowiedź.

Nóż wbił się w ciało Kolegi. Oczy Bohatera zalała ciemność. Czuł się jakby miał za chwilę wyzionąć ducha. Obydwaj czuli jak nóż przecina narządy wewnętrzne. Nie wiedzieli jednak jakie – byli słabi z biologii.

Kolega osunął się na ziemię. Bohater puścił nóż, który wciąż tkwił w ciele przyjaciela. Kolega doczołgał się do stolika. Spuścił głowę, jedną ręką chwycił nóż, drugą złapał się za kartkę papieru ze stolika. Nie utrzymała ciężaru i teraz już cały upadł na podłogę.

Bohater czuł się jakby właśnie odzyskał przytomność. Zapalił papierosa i podszedł do Kolegi. Wyciągnął zakrwawioną kartkę z jego dłoni i usiadł w fotelu. Ze stolika podniósł ołówek.

Zaczął pisać.

© 2005 Miłosz Michałowski

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur