Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

ewan mcteagle

„Zdjęcie, wtorek”

 

Krew zastygła w żyłach. Nagle poczuł jakby ze zdwojoną siłą, ruszyła w przeciwnym kierunku.

Ręka płonęła mu ukłuciem igły. Zatopił się w podłodze. Zaczął wymachiwać rękoma. W ostatniej chwili zdołał się ocalić. Uniósł głowę i spojrzał na nią. Widział ruchy warg, ale nie był w stanie nic usłyszeć:

- Jestem, już biegnę. Słyszysz? Wołam cię.

Nic nie słyszał. Tylko szum fal.

– Czy jestem już daleko? Czy bliżej niż kiedykolwiek? - nie słyszał własnego głosu – Muszę znaleźć dzień, jakikolwiek, mieć jakiś punkt odniesienia.

Przeniósł się, bez turbulencji, bez lampki w głowie, która ostrzegłaby go o konieczności zapięcia pasów. To był słoneczny dzień, wtorek, zapewne lato. Lipiec, może czerwiec. Patrzył na nią, z początku bez szczególnych emocji – wiedział jak tego nie lubiła. Promienie słońca skupiły się na jej twarzy. Uniosła rękę by schwytać strużki światła przeciekające pomiędzy gałęziami jabłoni. Resztki uśmiechu skapywały z jej ust, łzawo, kropla po kropli. Czuł nieodpartą pokusę, by zatopić się w nich. Soczyście, samolubnie, bez opamiętania. Niestety, schowała się za swymi błękitnymi oczami. To jeszcze bardziej rozpaliło jego ciekawość. Uznał, iż było to nawet więcej niż słodkie, że nie pozwoliła mu spić soku, który ukradkiem zapuścił się w okolice jej dekoltu. Odwróciła się do niego:

- Czy ty też czujesz ten smak?

Zamarł, przecież nie mogła go widzieć. Błyskawicznie schował się za drzewem. Zawsze dołował go ciężar takich domysłów. Postanowił chwilę przeczekać. Dać szansę jej wyobraźni. Niech by pomyślała, iż to tylko przywidzenie. Tymczasem przyłożył skronie do przyjemnie chłodnej ziemi. Słyszał piosenkę, chodziła mu po głowie od dłuższego czasu. Jednak doznania akustyczne przerwał trzask łamanej gałązki. Zerwał się na równe nogi. To była ona, skradała się po drugiej stronie. Widział jej stopy wychylające się lekko, bezszelestnie zanurzone w trawie. Musiał być szybszy. Podskoczył ile miał sił w nogach. Z delikatnym zachwianiem równowagi wspiął się na najbardziej dostępną gałąź. Ukrył się w liściach, z głuchym hukiem pozbawiając jabłoń kilkorga dzieci. Ona wyskoczyła jak gdyby chciała kogoś przestraszyć. Prawie zakłuło go w sercu jej rozczarowane spojrzenie, gdy jej wzrok nie spotkał nikogo. Poszybował w powietrze i z powrotem w ziemię.

Czuł jej ciało, jak pachnie, pospiesznie. Zarazem bez zbędnej natarczywości, nie gwałci. Drażni się jedynie. Wodził za nią wzrokiem, w nieprzerwanych liniach. Nie wiedział do końca kim ona jest. Czasem wydawało mu się, że może jakimś legendarnym alchemikiem. Gdy zawsze dawkowała mu siebie z umiarem. Czuł jak stawał się kroplą jej oddechu, barwą jej smaku. Choć niezmiernie go to fascynowało to chwilami nie mógł tego znieść. Tego czym się stawał.

 

- Czy to miłość czy jeszcze nałóg? – próbował krzyczeć, ale wciąż nic nie słyszał.

Ona poruszała się w dwuznacznej ciszy. Widział jej napiętą skórę, gdy próbowała się chłodzić lekką rosą potu. Wciąż się z nim drażniła.

Łza spłynęła mu po twarzy, choć ona się uśmiechała nie traktował tego w kategorii nietaktu z jej strony. Przecież i tak myślał o niej praktycznie codziennie. Te wszystkie małe myśli. Czuł, że zajmują już zbyt wiele miejsca w jego głowie. Postanowił je uporządkować, przede wszystkim uporządkować siebie. Spojrzał na gładką powierzchnię łzy, nienaruszoną upływającym czasem.

Wtem łóżko go zawołało. Stracił równowagę. Spadł. Zapomniał. Przez tą krótką chwilę nie zdawał sobie sprawy, że każdy ma tylko dwadzieścia cztery godziny. Miał jedynie nadzieję, że nikt nie będzie domagał się zwrotu tych kilku sekund. Zawsze obawiał się by nie zbudzić się w czyimś śnie. Nic takiego na szczęście nie miało miejsca. Nikt nie krzyczał, nikt się nie wtrącał. Bardziej zdziwiło go jednak to, że wciąż pamiętał jak daleko się znajduje.

- Pięć lat. – tak daleko była od niego

O prawe ucho obiło mu się stukanie. Z przerażeniem obrócił nieposłuszne oczy. Ponownie ją ujrzał. Bezlitośnie katowała podłogę wybijając na niej nierozpoznawalny rytm.

- Nie masz dla mnie czasu? – spytał. Pierwszy raz od niepamiętnych dni słyszał swój głos. Wyraźnie.

Spojrzała na niego ze łzami w oczach. Dzieliło ich kilkanaście centymetrów, lecz słowa pokonywały ten dystans z wielkim trudem i odrazą do samych siebie.

- Odstaw te prochy. Nie pomogą. Wszystko niszczą.- powiedziała rozmywającym się głosem.

- Dobrze, zaczekam. – odparł.

 

6.04.2005

© 2005 Miłosz Michałowski

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur