Ósmego dnia wpadła w ręce poślizgu spacerując po widnokręgu
I gdyby runęła na głowę właściwie nic by się nie stało
Lecz ani wers ani rewers tylko trzask pękającej nerki
otworzył obrady sądu nad nieskończonością
Kładli się po sobie jak uszy skarconej suki
przywiązanej do karmnika na krótkim łańcuchu.
Strach szukał tych spojrzeń, którym na widok baretki krwi
cieknącej do talerza zupy, drżały wargi i przekuwał się
przez cieniutką skorupkę oka
Zapadła cisza, młotkiem rozpoczyna się obrady sądu
a śpiew nietoperzy, które przywykły do życia w ciemnościach
ten cichy śpiew na niskich częstotliwościach mnożył się
i przelatywał nad minutą ciszy i nic.
Bo właściwie cóż miałoby się zdarzyć?
Choć Eksperci wydobyli spod ziemi dowód na początek okręgu,
nie był to punkt ani miejsce, gdyż ósma nuta na pięciolinii nadawania ciszy
jawiła się pustym dźwiękiem.
a jednak było tam coś co nie dawało ciszy, szabasowy puls
dla nietoperzy, które wolały żyć w ciemnościach
Właściwie nic się już nie zdarzy, ostatnie drgania bezkresu,
który spadł z widnokręgu i suka spuszczona z krótkiego łańcucha
biegła jak oszalała w kierunku horyzontu, ani punktu ani miejsca pulsu. |