wrzesień się lepił jak palce angielskich osadników do garncarek. jego przypadkowe usta ocierały się cierpko. z każdym oddechem wciągała obcy zapach wrzosowisk. nie chciała patrzeć w beznamiętne źrenice.
dalej już wszystko tłukło się na kole. chciała wydłubać wszystkie pestki z donic, wydrapać korzenie, wygryźć białe kwiaty. ściąć mleko nabrzmiałe do bólu sutków, gdy w cieniu zielonych listków dojrzewały cytryny.
|