Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

GRZEGORZ

ALE ZASŁONY WIĘCEJ NIE ODCHYLI

„Niechaj śnię że mię tam anioł przenosi

I palmą złote czasu mgły odgania”.

                                                           J. Słowacki

Bo tamto co przeminęło zastygło gdzieś w wieczności i anioł może odgonić czasu mgły, i ukaże się przeszłość. A my staniemy i będziemy się przyglądać tamtym ludziom. Zgłębiać tajemnice ich życia, ich czasu.

„…Dziś ze Mną będziesz w raju”

Ileż głębi jest w słowach. Co znaczy to „Dziś” które Chrystus wyrzekł na krzyżu? Czy to słowo wyrzekł do łotra, czy do nas? Łotr to my.

 

                                                           *          *          *

 

Zło jest nicością.

Czy nicość może istnieć? Może. Przez chwilę, przez czas jakiś. To może być 12 albo 70 lat. Ale zatruwa zło otoczenie na długo. Nikt nie wie na jak długo. No i trwa pamięć. Jeżeli wymażemy zło to czy dobro jakie przy okazji powstało też zniknie? Nie zniknie. Dobro ciągle rodzi nowe dobro.

 

                                                           *          *          *

 

„Zaczęło się wszystko od jednego błędu i potoczyła się lawina gruzów”.

Kłamstwo może zbudować gmach, może zbudować imperium. W 1932 czy 33 roku na Ukrainie panował straszny głód. Miliony ludzi zmarły. Matki zjadały własne dzieci, i wtedy to kręcono filmy propagandowe gdzie syci, zadowoleni kołchoźnicy kosili kombajnem ogromne łany zboża. Z ekranu lała się radość i słońce. Dostatek i beztroska. To była perfidia szatana, który zarządzał tą częścią ziemi.

 

                                                           *          *          *

 

„Koniec nastał – Omega

Ale tak naprawdę to dopiero początek”.

Julek pisze „Króla-Ducha”. Każdą zwrotkę potrafi przedstawić w kilku, bywa i kilkunastu wersjach. A każdy wariant dobry, jedyny wprost. Ale część odrzuca. I taką strofę na przykład odrzucił:

Słyszę te głosy, z którymi dziewczyna

Zjawiła mi się… z promienistym ciałem

Wpadła i drżąca cała jak osika

Kręciła całym powietrznym chorałem…”

Odrzucił ją. Znaczy tę strofę. A dziewczynę? Taką… z promienistym ciałem. Oj, ten Juliusz. Trzeba go zapytać dlaczego odrzuca takie perły?

 

                                                           *          *          *

 

Tylko gdzie jest Juliusz?

„Nade mną wielka ćma duchów latała

I różne złote, straszne komet miotły

Pędzały mego anioła szelestem

Skrzydeł… żem wcale nie wiedział – gdzie jestem

Juliusz nie wie gdzie jest.

Jak zwykle uduchowiony, wśród duchów przebywa, albo on albo jego anioł. A potem wraca,  i pisze, i pisze. I liczy na to, że ty to przeczytasz. Ale ty nie przeczytasz bo to dziwne, bo to mroczne, inne jakieś. Ale przeczytaj, a zadziwi cię Juliusz. On uważa że:

„… (Bo rzetelnością jest duch – ciało marą)”

On tak uważa. I chyba ma rację. Bo ile trwa nasze ciało, a ile duch. No właśnie. Juliusz ma rację.

 

                                                           *          *          *

 

Taki wiersz przytoczymy ukraińskiego poety Dmytry Pawłyczko:

 

„W jakimkolwiek stuleciu byś się urodził

 zawsze będzie za późno i za wcześnie

za późno, bo wszystko co najważniejsze

na tym świecie

już stało się bez ciebie,

za wcześnie bo wszystko co najważniejsze

na tym świecie

jeszcze się stanie bez ciebie”

Nie byliśmy w pracowni mistrza Gutenberga, który wymyślił czcionkę i tym samym wpłynął na oblicze naszej cywilizacji. Właśnie obserwujemy jak epoka Gutenberga odchodzi w przeszłość. I właściwie tę dziewczynę z promienistym ciałem należy sfotografować, sfilmować, a potem na ogromnym ekranie pokazywać. I da się to zrobić.

A czytać o niej? Teraz. Nie. Źle trafiłeś Juliuszu. Nasza epoka to zły adresat twojego Króla-Ducha. Twojej poezji.

 

                                                           *          *          *

 

W naszym dworku w Radziwiliszkach Marcin pokazał wszystkim film. Króla-Ducha. Wizje Juliusza wypadły niesamowicie na ekranie. Wszystkie one były fotogeniczne, filmowe, tylko ustawić kamerę i filmować. Filmować te mgły, płonące wieże zamków, krwawe duchy, kryształowe wodospady. Odżyła krwawa Ukraina. Odżyła historia Polski według Juliusza Słowackiego. Całe zastępy aniołów, duchów otaczały władców Polski. I ten główny duch. Król-Duch wcielał się w kolejnego władcę, który prowadził naród ku przeznaczeniu. I kiedy oni oglądali te wizje wszedł Piast.

„Piast słuchał owych cudownych rapsodów

I poznał, że pieść była nadczłowiecza;

Więc rzekł – Nie kryjcie się, wyście nie z ziemi

Lecz aniołami jesteście złotemi”

 

                                                           *          *          *

 

Zdjęcia zmieniają znaczenie.

Pisze Janusz Głowacki.

„Na okładce tego albumu…

(A był to album ze zdjęciami Nowego Jorku).

…Pomnik tysięcy polskich żołnierzy i oficerów zamordowanych na rozkaz Stalina w Katyniu  symbol zbrodni, klęski i zdradzieckiego ataku, wstydliwie patrzył z Jersey City na dwie wieże symbolizujące zwycięstwo i bogactwo”

 Juliusz przytoczył swój wers po przeczytaniu tego tekstu.

„Zniknął mi w ogniach pożaru rumianych

Jak widmo – w dymie do nieba porwane”.

  I jeżeli zestawimy tak odległe fakty bo i pomnik, i wieże sąsiadowały w jakiś sposób ze sobą to znaczy że świat cały to jedność.

Jedność.

A więc w drogę. Zbierajmy okruchy, obrazy.

A ty czytelniku mimo iż epoka Gutenberga skończyła się, nie opuszczaj nas.

Proszę, nie opuszczaj.

 

                                                           *          *          *

 

Przenieśmy się teraz do Florencji.

Tam właśnie u mistrza Andrzeja rozpoczął naukę Leonardo.

Co nas pognało aż do Florencji. I to do Florencji roku mniej więcej 1464.

Chcemy popatrzeć jak żyje mały chłopiec, który dostał nieprawdopodobny talent.

Dostał talent jaki można dostać raz na tysiąc lat.

„Czego chcesz najmocniej? – pytał go mistrz Andrzej.

1        Chcę wiedzieć, mistrzu.

2        Co?

3        Wszystko.

Mistrz Andrzej to Andrea Verrocchio a Leonardo to Leonardo da Vinci.

A ojciec Leonarda mówi do niego:

„Jesteś Leonardo leniwy, uparty i nie lubisz się uczyć”.

 

                                                          *          *          *

 

„Ktoś kto stworzył wschodzące słońce

Nie mógł być Stwórcą nicości”

                                              M. Skwarnicki

Ustawią sztalugi jeszcze w nocy, ustawią statyw jeszcze w nocy, aby nie przegapić tej chwili. Chwili wschodu Słońca. I potem na obrazie, na zdjęciu, cudownym obrazie, cudownym zdjęciu przecież nie to. Bo to, bo tego nie da się sfotografować, namalować. To są jakby marne próby opisania pędzlem czy aparatem niewyrażalnego. A nicość? Co to jest nicość? Nicość jest piekłem. Też niewyrażalna. I tak przez wieki zmagają się, i tak przez wieki będą się zmagać z tym tematem różni twórcy. A główne ich pytanie brzmieć będzie: czy nicość tam, czy mieszkań wiele? Nie zajrzymy za zasłonę, za lustro, bo nie wolno. Możemy przeczuwać. Ale jakże łatwo przeczuwać Go gdy słońca wschód i zachód. Na szczycie wielkiej góry. A jakże trudno w szarym dniu codziennym, codziennym zgiełku.

 

                                                           *          *          *

 

Oczywiście, że ma rację Twardowski gdy pisze tak:

„Gdybyśmy sami sobie Ciebie wymyślili

byłbyś bardziej zrozumiały i elastyczny

albo tak doskonały że obojętny…

…spełniałbyś po kolei nasze życzenia…”

A najważniejsze to wiedzieć wszystko, przerwać zasłonę milczenia. Wedrzeć się Tam i…

No właśnie, i co?

 

                                                           *          *          *

 

Zostawiliśmy Leonarda we Florencji. On tam, chce wiedzieć wszystko. Wszystko poznać, zrozumieć. Chce znać odpowiedzi na wszystkie pytania. I żyje w epoce, która zaczyna wierzyć, że człowiek może wszystko. Że nie ma żadnych granic. A za to trzeba zapłacić. Trzeba dużo zapłacić. I jeszcze następne pokolenia, następne stulecia będą spłacać dług tzw. Odrodzenia.

 

                                                           *          *          *

 

Jaki to dług? To pomysł na sposób urządzenia życia bez Boga. Jeden z badaczy Odrodzenia tak pisze:

„… serca ludzi Renesansu dręczył ukryty ból. Nie bez powodu wszystkie postacie z obrazów Leonarda da Vinci odznaczają się zagadkowym i zwodniczym uśmiechem, który jest wyrazem sceptycyzmu, odejścia od Boga i uporczywego ludzkiego ja wiem; w samej rzeczy jest to uśmiech zagubienia; zagubili samych siebie. Ten uśmiech nie wyraża nic pozytywnego. I właśnie na tym polega jego zagadkowość.”

A potem następne pokolenia zechciały tworzyć nowy wspaniały świat. I polała się krew, i druty kolczaste ogrodziły ziemię, i butne hasła, i pochodnie zagościły na drogach Europy. A Mona Lisa zagadkowo, cynicznie uśmiechała się do nich.

 

                                                           *          *          *

 

„Opowiadają tu, że wygrałeś dwukrotnie bitwy i podobno zostałeś zabity. Napisz mi proszę cię usilnie, ile w tym prawdy? Chyba wiesz dobrze, jak zmartwiłaby mnie Twoja śmierć”

To jest fragment listu Izaaka Newtona do zaprzyjaźnionego z nim generała. Ciekawe, co odpisał generał, który być może zginął. W końcu wojna nie igraszka. Ale rzecz w tym, że dawniej pisano listy. Weźmy takie Listy do matki Juliusza Słowackiego. Wszystko się z nich dowiemy o Juliuszu, o czasach w których przyszło mu żyć i o nas samych czytających te listy. A teraz co? Dwa urwana zdania mają przekazać wszystko? „Cześć, wszystko OK. Tu-ja.”

To jest bełkot, a nie rozmowa. I zawęża się krąg ludzi rozumiejących symbole, znaki i mity kulturowe. A one zawarte są w książkach nieprzemijających, w muzyce i w sztuce. I nagle wszystko przekreślono. Zaczynamy od nowa.

„A chodząc za marnością marnymi się stali”

 

                                                           *          *          *

 

Nie wrócą dawne czasy, bo wrócić nie mogą. Ale nikt nie odczyta naszych listów, bo ich po prostu nie piszemy. Krążą te krótkie zdania gdzieś w wirtualnej przestrzeni internetowo-SMSowej i giną. Nigdy nie pożółkną, nigdy ich nikt nie znajdzie w kufrze na strychu, bo kufrów już nie ma i strychów nie ma. Nic nie ma.

„Nie strasz śmiercią

bo po co

za oknami bór pachnie żywicą

pszczoły z pasiek się złocą”

 

                                                           *          *          *

 

A propos Juliusza. Właśnie pisze poemat o Anhelim, o Syberii. Nigdy tam nie był, i nie będzie, więc zmyśla. Tworzy swoje poetyckie wizje. Ale my już wszystko wiemy. Wszystko rozumiemy. W jednej z gazet zdjęcie z Syberii. Mały drewniany kościół. Chrystus powieszony na ścianie. Nie ma krzyża. Bo Syberia to jeden wielki krzyż. I te drzewa, ścinane w 40 stopniowym mrozie, które posłużyły jako ściany kościółka to krzyż. To symbol.

I patrzymy na to zdjęcie i rozumiemy wszystko. Jeszcze rozumiemy. Ale ci co już idą za nami nie rozumieją tych znaków, tych symboli, tych ukrytych znaczeń. Ogłuszył ich wrzask

Mc Świata, który jest kolorową pustką.

 

                                                           *          *          *

 

To zatruwa powoli.

Kropla po kropli.

A potem już trzeba wejść w świat kłamstwa.

Potrzebne są wtedy namiastki.

I trzeba odurzać się do nieprzytomności by zapomnieć.

Ale przecież i tak będzie jak ma być. Pisze przecież Twardowski:

 

  „Mój Boże po co się wtrącałem

w to co zrobisz lepiej ode mnie”

 

Nie dasz przecież by mały głupi szatanek zatriumfował w świecie, który jest dobry.

Jemu udać się nie może, bo głupi on.

Tyle że przebiegły a przynajmniej tak mu się wydaje.

 

                                                           *          *          *

 

Ale o czym ta książka właściwie jest?

Myślę że czytelnik wie lepiej niż piszący.

 

                                                           *          *          *

 

Odczytamy teraz słowa anonimowego mężczyzny, który dzwoni na centralę. Jest 11 września 2001 roku. Nowy Jork. Tę rozmowę nagrano, i teraz po latach opublikowano:

Mężczyzna: Słuchajcie, mamy tu dziesiątki ciał. Ludzie po prostu skaczą ze szczytu budynku. Jestem przed północną wieżą WTC.

Dyżurna: Proszę pana, mówi pan, że co skacze z budynków?

Mężczyzna: Ludzie. Ciała po prostu lecą z nieba.

Dyżurna: Zrozumiałam.

 

                                                           *          *          *

 

Patrzyliście żołnierze polscy z katyńskiego pomnika na te lecące ciała. Patrzyliście. A kiedy uderzały o ziemię, to On już czekał na nich, tak jak na was na zielonych łąkach raju.

 

                                                           *          *          *

 

„Oczyść Panie moje oczy

Niechaj patrzą czysto…

Zniewolony nienawiścią i gniewem

Na wszystkich i siebie.

Mistrz pokusy

Świata tego książę,

Miotający się w granicach czasu,

Który mu się kurczy.

I choć skazany na nicość-

Śpieszy się, oj śpieszy

By zdążyć donikąd”

                        Janusz Kobierski

Jemu czas się skończy, a my go dostaniemy na wieczność całą. I wtedy wszystko zrozumiemy. Zrozumiemy dlaczego oni lecieli na ziemię niczym martwe ptaki, i dlaczego ci żołnierze został w tym lasku katyńskim.

 

                                                           *          *          *

 

Bo książka, którą czytasz to taki pleciony dywan, i  to z drugiej strony. Poplątane to wszystko, te kolorowe nitki, ale przecież jest druga strona. I każdy wątek ma cel, ma sens i jest konieczny. Jest.

 

                                                           *          *          *

 

Pamiętam inne miasto. Ono – wiesz – jest we mnie. Chyba nie da się tego przekazać. Musisz sam szukać, zbierać te ułomki, okruchy. Ja gdybym mógł uwolnić się od tych przewodów, monitorów, to poszedłbym z tobą, a tu muszę leżeć i czekać. A wiesz moje życie jest już nikomu niepotrzebne. Taka jest prawda. Mój czas się kończy. A ty wyjrzyj przez okno, co widzisz. Widzisz górę zamkową. Jako dziecko tam biegałem. A teraz idź tam. Ja tu zostanę. Zasnę. Przyśni mi się moje miasto. Mój Będzin. I odszedł. A ja poszedłem na górę zamkową szukać śladów po nim. Biegał tu w 1925 roku, kiedy miał 5 lat. I było widać kawałek szpitala z zamkowej góry, i właśnie wtedy Lucjan odszedł. Odłączyli te wszystkie rurki, przewody, monitory, kroplówki. I czekali na niego koledzy z klasy.

 

                                                           *          *          *

,, Uważam bowiem za fakt niewątpliwy, że wypadki przeznaczone, z dala na nas czekające, wiszące ponad naszymi głowami, odbijają się w zdarzeniach drobnych i codziennych jak nadciągająca burza odbija się w wodzie”

Te słowa napisała kiedyś Zofia Kossak.

Bo zdarzyło się że bolszewicy najechali kiedyś na bryczkę , którą jechała z całą rodziną do Kościoła. I oni wszyscy znaleźli się w błocie. Czyż może być bardziej wymowny symbol czasów , które nadchodziły. Czasów kiedy barbarzyńcy tamten świat wrzucili w błoto

                                                    *          *        *

Zostawiliśmy w dworku Marcina gości, którzy czekają na nas, Mogą rozmawiać z nami , z sobą, spierać się, jeżeli my tam do nich pójdziemy. My jednakże wędrujemy wszędzie tylko nie tam.

We Florencji przyglądamy się Leonardowi da Vinci. On wymyśla łodzie podwodne, czołgi samoloty, mimo iż do wieku dwudziestego jeszcze kilkaset lat zostało .No i maluje on te swoje zagadkowe dzieła.

                                                       *       *         *

Paweł przemawiając nie miał mikrofonu ani tysiąc watowych wzmacniaczy. Kolorowe bilboardy nie zapowiadały jego przybycia do kolejnego miasta Rzymskiego Cesarstwa. A mimo to mówił tak, że słuchacze płonęli od żaru jego słów. Mówił o Człowieku, którego przecież nie widział. Nie znał tego Człowieka.

Kiedyś zwalczał tych, którzy uwierzyli w Jezusa z Nazarethu. Co było, co jest w słowach tego Człowieka, że trwają już 2 tysiące lat i trwać będą?

Paweł mówił głośno a przecież:

            „Błogosławieni cisi…”

To przecież oni odziedziczą ziemię.

 

                                                           *          *          *

 

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur