Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

GRZEGORZ

Chata ,którą wieki roztrącą

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


 

„A teraz tobie cuda niesłychane opowiem…”

Tak się zaczyna Rapsod II „Króla-Ducha”, Rapsod, w którym jak pisze Słowacki „Znajdziesz tajemnicę początku i końca – Alfę i Omegę świata a zatem i Ojczyzny”. Jeżeli ktoś wątpi w to że Juliusz pisząc „Króla-Ducha” pisze coś co Ktoś mu dyktuje niech przeczyta Rapsod II.

„Krwawe były mgły, które ducha gniotły

Kiedy wychodził z bolącego ciała…”

Te wizje są wizjami mistycznymi.

„Duch w państwo ducha niewidzialne wchodził,

Jak gdyby ocknął się – i znów się rodził”.

Czas jak pisze ks. Janusz Pasierb w książce „Czas otwarty” jest naszym wrogiem i sprzymierzeńcem.

„Wrogiem bo zasypuje popiołem to, co było,

sprzymierzeńcem, bo uwalnia i  otwiera nas ku przyszłości”.

Jest procesem rozkładu i niszczenia, jest także dojrzewaniem.

 Pisze ks. J. Twardowski:

„Każdą chwilę dostajemy od Boga i

Każdą chwilę oddajemy Jemu”.  

 

                                          *               *               *

 

My nie wiemy nic. I mamy świadomość że nic nie wiemy. I niewiele poznamy. Ale szukamy. Budujemy dworki siłą naszej wyobraźni. Zapraszamy do tych dworków różnych ludzi i rozmawiamy z nimi. Im czas się już skończył i już poznali tą drugą stronę dywanu. Zobaczyli obraz a my oglądamy splątane nici. Tak było, tak jest i tak będzie. Rola nasza szukać i z ufnością czekać. Pisze Juliusz takie słowa:

„Tobie się cały poddam – a Ty, duchu

Najwyższy – myśli moich święty stróżu, dyktuj…”

I duch mu dyktował a on pisał i pisał gorączkowo.

 

                                                *               *               *

 

,,Żyją tylko ci, których Bóg chce mieć jeszcze tutaj”

 

Zastanawiające zdanie Mon Calepina, jeszcze do niego wrócimy.

„Tak ze mną się stało,

Zagnany byłem w ogień”

Tak pisze Juliusz o tej wizji. Na wszystkie sposoby mówimy o tym, wracamy do tego.

Ale czy można inaczej?

Juliusz siedzi sobie spokojnie, pali cygara, piję kawę, czyta książki a my ciągle się przysiadamy i pytamy jak to się odbyło?

A Juliusz cierpliwie odpowiada że opisał jak mógł to zdarzenie w wielu miejscach i cieszy się że interesuje to wszystkich bo w końcu jest to najważniejsze pytanie.

Co będzie potem?

A Juliusz mówi to, co mówi Paweł, Franciszek, Maksymilian, oczywiście Maksymilian Kolbe a  nie Robespierre.

Będzie coś czego opisać się nie da.

Czyli co wracamy do dworku, do dworku którego wieki roztrącą, ślad po nim zaginie, pamięć wymazana będzie.

Czy warto wracać?

Oni tam czekają i chcą rozmawiać bo dialog jest najważniejszy.

Spotkanie z nimi, szukanie ich.

                     No to wracamy.

 

                                                *           *           *

 

 

Już myślałem że to koniec.

A przecież szynka jeszcze nie zjedzona, bigos też, Bach dopiero połowę kantat zagrał niektóre słowa wpół urwane.

 - Idź Jaśku i podziękuj autorowi że pisze dalej że pozwala nam żyć, rozmawiać ze sobą i z czytelnikami których poznaliśmy dzięki niemu.

Ja Marcin Cumft cieszę się że tyle domów odwiedziłem w różnych miastach a razem ze mną moi goście.

Zapraszam was też do siebie, dom mój obszerny, każdy znajdzie coś dla siebie, okolica też  piękna. Myślałem że po tym strzale D’Anthesa nastąpi koniec, że z powrotem przykryje nas kurz zapomnienia, a tu stało się – widzę – inaczej.

Autor pisze dalej. To dobrze bo zaprosiłem mnóstwo osób, a oni potwierdzili że przyjadą , że opowiedzą swoją historię , wyjaśnią parę spraw.

O właśnie przyjechał pan Andrzej Kijowski on spotkać się chce zapewne ze Stasiem Wyspiańskim. Przecież pan Kijowski napisał scenariusz filmu „Wesele” pana Wajdy i wiele innych mądrych i ciekawych tekstów.

-         Jaśku masz tutaj następne zaproszenia na pocztę z nimi leć a ja idę witać moich gości, do środka prosić, bigos i szynkę zachwalać, następne butelki z winem z piwnic moich dobywać.

 

                                                            *              *               * 

 

Zaczął pan panie Marcinie to spotkanie od poczęstowania gości prawdziwym wiejskim chlebem, o smaku nieba.

Tymi słowami przywitał się z gospodarzem Tadeusz Nowak.

O wsi polskiej, której już nie ma, wam opowiem. Wpisałem ją w swoje książki, ochroniłem choć trochę jej czaru i barwy jej zapachu i smaku.

-         Przynieś Jaśku chleba naszego, ukroimy kromkę i zjemy na powitanie.

-         „Za mną jest ta wieś – zaczął opowiadać Tadeusz Nowak – już teraz śpiewająca od końca do końca godzinki, patrząca jak przez lipcowe niebo przelatuje anioł pański i po chwili zapada w dojrzewające zboża... Za mną jest ta drewniana wieczność łamiąca pełną garścią chleb... A drogą biegnie pomylony Michał . biegnie z bochenkiem chleba pod pachą”

 

                                                               *               *           *

 

-     W 1834 roku wyruszyłem w podróż  po Wołyniu, Polesiu i Litwie.

Opisałem to w książce, opisałem tam ten świat. Masz ją Marcinie w swojej bibliotece widziałem ją na półce.

Od paru godzin jestem u was a nikt nie zwrócił na mnie uwagi.

Wszyscy dyskutują i dyskutują a ty widzę tylko do piwnic biegasz po wina, szynki wędzisz to i nowych gości nie zauważasz.

-         Jestem Kraszewski. Józef Ignacy Kraszewski.

-         Witam panie Józefie – Marcin z radością przywitał pisarza.

 Pana książkę „Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy” oczywiście posiadam w swoich zbiorach, ale mam też kilkaset innych pana książek. Czytam je nieustannie

-         Myślę że te postacie które pan piórem stworzył zjawią się tutaj bo to przecież miejsce dla nich odpowiednie. Może pan to spotkanie w moim dworku opisze, książkowy kształt temu nada i do wydawcy pośle

-         Nie puści tego cenzura, panie Marcinie, w żadnym wypadku nie puści.

 

                                                   *            *            *   

 

 

Ten dworek Marcinie nie jest skrępowany czasem, przestrzenią, materią.

Wszystko tu się może zdarzyć, prawda?

Te słowa do Marcina, powiedział Krzysztof Kieślowski, który kiedyś miał zamiar nakręcić trzyczęściowy cykl Niebo, Piekło, Czyściec.

-         Może tak – rzekł Marcin – ale przecież szynka realna, bigos pachnie na kilometr, a wino? Niech pan spojrzy na Szopena ile wypił wina.

 

                                                    *              *              *

 

-         Okazuje się że imię moje nie jest pustym dźwiękiem. To że zaprosiłeś mnie tutaj Marcinie znaczy że nie zapomnieli o mnie. Modliłem się o to by być za życia pogardzanym ale po śmierci bym sławę odzyskał. I stało się.

-         Ja, Marcinie, Adam – Juliusz wstał i zgodnie ze swoim zwyczajem zaczął chodzić dookoła stołu – musimy stworzyć i stworzymy, powiem więcej stworzyliśmy mit tej ziemi. Lata miną, wieki miną a ci co po nas przyjdą będą tu powracać. To im da siłę. Będą tu powracać ci co tutaj nigdy nie byli, ci którzy wychowali się w wielkich miastach, wśród kominów otoczeni murami nie znający piękna przestrzeni.

A wiesz dlaczego to robimy? Bo ten kawał ziemi położony między ogromnymi przestrzeniami Rosji a resztą Europy, Bóg ofiarował nam. I tylko nam.

 

                                             *                *                *   

 

„Panie , dobrze że tu jesteśmy, jeśli chcesz postawimy tu trzy namioty…”

        Mt 17, 4

 

                                           *                 *                 *

 

Marcin też postawił swój dom, w którym żyli, rodzili się, umierali jego dzieci i wnuki.

A teraz w tym domu wesele wielkie, pół Europy się zjechało, a każdy z tych co przyjechał zostawił coś po sobie w wielu domach. I sięgają czasami do dzieł tych aby przyjrzeć się sobie. Juliusz jak zwykle siedział w bibliotece i czytał. Czytał Ewangelię i wers ten o trzech namiotach przypomniał mu chwile kiedy w szwajcarskim Pani Pattey patrzał godzinami na góry. Alpy.

Marcin przysiadł się i rozpoczął rozmowę.

-         Z okien swego domu w Krzemieńcu widział pan górę Bony i ten widok zabrał pan ze sobą do Paryża, do Genewy i do ziemi świętej, czyż nie?

-         Alpy są śliczne a widoki gór cudowne. Pisałem o tym w listach do Matki. Pisałem też – pamięta pan – o wyprawie w góry w roku 1834… Obrazy gór i lasów zostały w mojej pamięci.

-         Ja panie Juliuszu nie znam gór. Tylko na rycinach je widziałem dlatego zaprosiłem tutaj parę osób aby coś rzekli o górach, aby mistykę gór odkryli, bo właśnie w górach, czy na Górze wydarzyło się to co ukształtowało nas i naszą cywilizację.

Weźmy Synaj – Górę 10 przykazań

Tabor – Górę Przemienienia

czy Golgotę – Górę Krzyża.

Całe zastępy ludzi chodziło w góry, dowiemy się od nich Juliuszu co ich tam gnało.

 

 

 

„Góry wysokie, co im z wami walczyć każe?”

 

 

                                              *               *               *   

 

Idę tu do was z miasteczka, które na Podolu położone. Małe żydowskie miasteczko. Bar się nazywa. Tam skończyła się Polska dawna, szlachecka. Tam narodziła się inna Polska. Przyglądałem się temu. Juliusz zaprosił Żyda – Tułacza do swojego stolika. Opowiadał mu że on uwiecznił miasteczko Bar i karmelitę księdza Marka.

-         Ja – mówi Żyd – wędruje po tych miejscach gdzie mój naród żył. Stoję i patrzę. Widzę jak płoną synagogi, wchodzę do mieszkań biednych i bogatych. Talmud czytam i Torę i dziwię się że oni tak zakorzenieni tutaj a jednocześnie marzący o Ziemi Obiecanej. Taki los.

 

                                                      *                   *                    *

 

-         Kim jesteś wędrowcze? – zapytał Marcin.

-         Jestem Ahaswer.

Byłem szewcem w Jerozolimie. Mój warsztat był przy jednej z ulic tego świętego miasta. Razu pewnego wszedł do mnie Rabbi Jezus i uzdrowił mnie, bo muszę powiedzieć że dotknęła mnie straszna choroba rąk – podagra. On mnie uzdrowił. On wielki cudotwórca, potężny i silny. Aż razu pewnego, a pracowałem wtedy w swoim warsztacie, słyszę okrzyki głośne: Ukrzyżuj Go! Ukrzyżuj Go! Czeladnik powiedział mi ze krzyczą tam przeciwko Rabbiemu, który mnie uzdrowił. Wydawało mi się to niemożliwe. Jak to? Rabbi z Galilei, który jednym dotknięciem przywraca zdrowie nie pozwoli się bić, poniewierać a tym bardziej ukrzyżować. Ale wiesz Marcinie – stało się inaczej. Koło mojego warsztatu szewskiego szedł pochód skazańców. Na końcu szedł chwiejąc się Rabbi Jezus. Szedł dźwigając ciężki krzyż. Koło mojego warsztatu zatoczył się i upadł. Ujrzałem jego zniekształconą biciem twarz. I to ma być Mesjasz – pomyślałem. Tyle nadziei w Nim pokładałem. Myślałem że uczyni potężne królestwo Izraela, że Rzymian wypędzi i skończy się nasza niewola. Zawiódł mnie. Zawiódł okrutnie. Doszedłem do Niego i kopnąłem go z całej siły i splunąłem Mu w twarz. I oto Jego wzrok pełen niewypowiedzianego smutku spoczął na mnie. Minęły dziesiątki lat a ja ciągle żyłem. Gnany niepokojem wędrowałem z miasta do miasta szukając śmierci. A śmierć omijała mnie. Przemierzałem lądy i morza świata. I przemierzam dalej. Ale kiedyś padnę na twarz przed wyrokiem, którego kiedyś znieważyłem przed drzwiami swego domu. I nie wiem co zostanie zastosowane wobec mnie, Miłosierdzie czy Sprawiedliwość.

-         Kim jesteś Ahaswerze, wieczny tułaczu? – spytał Marcin. – czy jesteś postacią legendarną czy wymysłem poetów?

-         Ja Ahaswer to ludzkość wędrująca na Sąd Ostateczny.

Ahaswer to każdy z nas. Ahaswer to również ty.

Skończył. Zapanowała przejmująca cisza. Wit Stwosz doszedł do niego, dotknął jego twarzy i rzekł do Matejki: Spróbuję go wyrzeźbić.

 

                                                     *                *                  *

 

„Im więcej razy na dzień jesteś znieważony,

   Im śmieszniejsze na Ciebie wkładają korony

   I krzyczą urągając: pokaż swoją siłę,

   Albo liczą Cię między pamiątki niebyłe,

  Im więcej żalu , drwiny, gniewu, oskarżenia,

  Bo słowo Twoje z miejsca nie ruszy kamienia,

  Tym bardziej pewnym mogę być jednego:

 Że Ty jesteś, zaiste, Alfą i Omegą.”

 

Ten wiersz Adam przeczytał i powiedział , że napisał go jego krajan, który w Ameryce żył,

nagrodę Nobla dostał, a teraz po krakowskim Rynku spaceruje. Czesław Miłosz.      

 

                                                    *              *               *

 

   Brat Albert przysłuchiwał się tymczasem rozmowom krakusów. Wit Stwosz i Matejko tylko o swoim Krakowie mówili a przecież Matejko czeskiego pochodzenie i Wit wiadomo z Norymbergi. Adam też Litwę sławił i Litwinów do siebie przyciągał. Ahaswer zaś z Romanem Brandstatterem rozmowę zaczął. Miał mu za złe że uwierzył w Tego, którego on odrzucił. Uwierzył w Jezusa z Nazaretu.

 

                                                         *                 *                 * 

 

Radio w pokoju Marcina miało magiczne oko i wielką skalę. Wszystkie stacje radiowe świata łapało i każdy czas. Właśnie transmisja radiowa się rozpoczęła z pogrzebu Juliusza Słowackiego. Marszałek Piłsudski polecił zanieść trumnę Juliusza na Wawel „by królom był równy”. Juliusz to przewidział. Przewidział że spocznie tam jako Król – Duch. Marcin wrócił do salonu i zbliżając się do stolika Juliusza chciał mu o tym powiedzieć gdy nagle nowy gość wszedł do salonu.

-         Słyszałem – rzekł – że o górach tu się rozprawia. Ja znam góry. Jestem Kukuczka. Jerzy Kukuczka.

 

                                                         *                  *                     *

 

Za wszystko w życiu się płaci. Musiałem zapłacić za te chwile kiedy ,,dotykałem” Nieskończoności. I powiem tak – warto było. My o tym wiemy panie Kukuczka  , że warto mieć pasję. Pasję życia.

                                                            *            *         *

 

Dziennikarz z ,,Wesela” zapisywał już kolejny notes . Przeprowadził mnóstwo rozmów , wywiadów. Powiedział , że zamieści je w krakowskim ,,Czasie”.   

 

                                                             *              *             *

 

 

„Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu”                                                                                  

                                                                                                                                   Mt 13. 2

Te tłumy, które go oglądały, uczestniczyły, nie zdając sobie z tego sprawy w wydarzeniach, które oddziałują na nas i oddziaływać będą do końca świata.

Tłumy wokół niego, a wcześniejszy wers Mateuszowy brzmi:

„Owego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem”.

Nie zwoływał tłumów. A tłumy przyszły.

A najbardziej zastanawiają ci, a przecież byli tacy, którzy obojętnie mimo wszystko przyjęli Jego słowa. Którzy przyszli bo coś się działo i była nadzieja że coś się dziać będzie.

A Jezus siedząc w łodzi takie słowa im mówił:

„Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał niektóre ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je.

Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. Kto ma uszy niechaj słucha”.

 

                                                      *              *             *

 

„Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie

patrzeć będziecie, a nie zobaczycie”.

Ilu z tego tłumu słuchało a nic nie zrozumiało, patrzyło a nie zobaczyło w Nim Boga. I mówi do nich Jezus siedząc w łodzi. Fale uderzały delikatnie o brzeg przynosząc jego słowa. Kiedyś te fale dojdą aż do litewskiej puszczy i trzeba będzie siekierę wziąć, zwalić boga pogańskiego i krzyż wyciosać.

 

I mówi tak:

„Szczęśliwe wasze oczy że widzą

i uszy wasze iż słyszą.

Bo zaprawdę powiadam wam:

Wielu… pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli, i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli”.

Oni myśleli że to odbędzie się inaczej. Myśleli zapewne że to będzie wielkie widowisko, wielki spektakl a tutaj Ktoś tak normalnie wszedł do łodzi, usiadł i mówi. A fale rozchodzą się.

 

                                            *                     *                    *

 

Prędzej czy później każdy złapie tę falę. Część nastawi swój odbiornik specjalnie by Go wysłuchać, część przypadkowo na Niego natrafi, ktoś jeszcze usłyszy u kogoś Jego słowa i na chwilę, na chwilę tylko, zatrzyma się i popędzi dalej, bo przecież tyle ważnych spraw. Ważniejszych niż słowa jakiegoś Człowieka sprzed 2000 lat. I talentu, który ten człowiek posiada, nie wykorzysta jak należy. A talent do muzyki ma, do rzeźbienia czy do malowania. I nie napisze nigdy nut, które zachwyt wyrażają zachwyt że On tak po prostu chodził, że do łodzi wszedł i nauczał, że na Górze przemienił się. I zamiast tego smutek będzie wsączał w smutny i bez niego świat.

Skończył brat Albert, wziął kij i stukając drewnianą nogą poszedł posłuchać Bacha.

 

                                                  *              *              *

 

„Koniec, koniec przyszedł na wszystkie cztery strony ziemi.

Teraz przyjdzie koniec na ciebie…”

                                                      Ezech. VII – 2, 3

Marcin do Tadeusza Nowaka doszedł.

-         Kiedy panie Tadeuszu dostrzegł pan że wieś polska umiera, że koniec z tą wsią, która sielska – anielska?

-         To było wtedy, kiedy zaczęli uciekać młodzi.

„Ze wsi, z miasteczek wagonami jadą zbudować hutę, wyczarować miasto”.

Wyrwali ich z korzeni i z korzeniami przesadzili do betonowych szuflad i nastąpił koniec. Nie da się wskrzesić tego co przeminęło. Możemy zbudować skansen ale to będzie tylko skansen. Będzie wszystko jak dawniej. Będą chaty wiejskie kryte słomą, będzie klepisko, chleb będą piec prawdziwy, nawet pachnieć będzie tak samo ale przecież to tylko będzie przedstawienie. Życia tam nie będzie. Prawdziwego życia.

 

                                                *                *                *

 

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur