w końcu nadeszła ta upragniona przerwa w podróży wśród ludzi o śpiewnym języku zanurzony przez sześć dni w koniczynie czterolistnej bo ta zawsze przynosi szczęście
odurzony każdym słowem wypowiedzianym i tym zawieszonym pomiędzy upper a bottom main streat wąskie chodniki i Twoje stopy biedne i dłonie pełne blizn żywych mistycznych figur
pełna nieosiągalna przystań wewnątrz marine village i ta druga przystań a właściwie pierwsza jedyna zawieszona gdzieś pomiędzy strefami for i for non rozmowa na linii Belfast-Aberdeen i kawy moc
pomimo równo dwunastu lat wspólnych dni i nocy potrafimy wciąż zrobić coś po raz pierwszy ot tak spacer i śmiech po zielonym polu w błocie po kolana w moneyland deski sauny i lazur płytkiego basenu
pląsy pomiędzy wstrząśniętymi rudymi smutnymi wankers kolejna pinta której nigdy wcześniej byś nie spróbowała dziwny akcent i zupełny brak wymówek bo i po co prawda najważniejsze żeby być a jeszcze zawsze móc powracać |