kobieta z ciałem chrystusa tańczy przed ołtarzem, a ja piłbym
z niej, choć nikogo tu nie znam. mam na twarzy osad, pumeks
z wysuszonej śliny, ze snu, w którym wyszła z piany, prosto w moje
usta (śniła mi się dzisiaj niewczesna pobudka, ojciec wybiegł
z domu po bułki i wódkę, trzasnął drzwiami). skręciłbym jej sakrament
z kadzideł, z kwiatów, które cierpliwie, bez pośpiechu suszę .
chciałbym mieć ją za nic, za nic jej mieć nie mogę. przeglądam
się w jej oczach, myślę, że są czarne, że nie mają źrenic. a to ja
ich nie mam, ja się nie odbijam. ojcu kark bym skręcił, gdybym
tylko wiedział, co jeszcze zagrają, ale jeden ruch jestem, jeden
akord, za nią. nagle światło wpada przez bezbarwny witraż, schnie
muzyka, ojciec wali drzwiami, już nie widzę tańca.
-Idź już spać.
-Już idę. |