pamiętaj nigdy nie bierz nic od nieznajomych pamiętaj żadnych cukierków lizaczków żadnych soczków nie bierz ostrzegała mnie matka kiedy byłem trochę młodszy pamiętam jak zaklęcie powtarzała narkotyki narkotyki prawdziwy strach w jej oczach prawdziwa matczyna troska pamiętam jak w drodze do szkoły z niepokojem oglądałem nieznajome dłonie przechodniów i udzielał mi się ten strach i szedłem coraz szybciej coraz szybciej prawie już biegłem ze łzami w oczach a każda dłoń jakby częstować mnie chciała w każdej dłoni soczki lizaczki cukierki
i nieznane mi straszne głębokie kieszenie w czarnych płaszczach starszych panów cóż mogło się tam kryć? wszędzie widziałem narkotyki narkotyki pochowane w tych kieszeniach pod kapeluszami gdziekolwiek w szkole było jeszcze gorzej na przerwach bałem się wychodzić na dwór bałem się starszych chłopców ich dłoni i dziwnego śmiechu nie sikałem w szkolnej ubikacji nie robiłem zakupów w szkolnym sklepiku narkotyki narkotyki nawet klamki mogli tym wysmarować
tymczasem podczas mojej kilkunastoletniej przygody z edukacją nikt nigdy nie poczęstował mnie kwasem parokrotnie byłem kopany wiele razy poniżano mnie i pluto mi do zeszytu ale nikt nigdy nie dał mi kwasa za frajer żaden z moich znajomych nie padł ofiarą dilera nikt z mojej szkoły nie zjadł trefnego cukierka nikogo nie poczęstowano zatrutym lizaczkiem
gdyby matka uczyła mnie walczyć potrafiłbym walczyć ale matka jej prawdziwa matczyna troska kazała mi się bać umiem więc bać się bać się obcych dłoni nieznajomych twarzy zatłoczonych ulic i udziela im się ten strach kiedy jak kojąca mantra narkotyki narkotyki wibrują w mojej krwi