|
|
|
WRÓĆ |
WYDRUKUJ
|
immanuelczarna sukienka, Ester: |
umrzesz, umrzesz, umrzesz, i będziesz nagusieńki jak cię Pan Bóg stworzył, tak cię Pan Bóg zabierze - nogami do przodu. (ale obciach z tą trumną, falbanki i wiadro pod spodem: kap, kap, kap, spływasz). QUO VADIS - mówię do niej, a z ust płynie mi woda, i wodę mam w płucach ciemniejszą o jeden ton, i myślę wciąż o topielcach, i o ich wielkich sinych wargach, Ester: będziesz sam - bez obaw,
żadnych innych stworów, ani forsy, i będziesz zjawiskiem, zjawą, tak naprawdę niczym. i możesz już teraz zadzwonić na błękitną linę 0666, specjalniena ciebie czeka tam lajf, boks & szoł; niektórzy już to zrobili, choć mieli inne intencje, a z tym to różnie bywa. i odpalą ci ekstremalną teleportację za friko, Ester: teraz leżę
w trawie i jestem trawą, śmiech mi wykrzywia policzki, leżę tu i nawet nie potrafię tego dobrze opisać, osobliwe. a pod ziemią robale też chcą żyć, i coś muszą żreć, i znają się na tej robocie jak nikt inny - niech im ziemia lekką będzie, o Ester: kalkulacja
mija się z celem, za to wiara czyni cudaków, jakby co, nie pisz do mnie przez dwukropek rezygnacji, odpowiem na głupie pytania sporadycznie. niech ci się przyśni cmentarna harmonia, a gałązka oliwna ulegnie samoistnemu zwęgleniu, o Ester: póki co, chodzi
tylko o to, by nie dać się sfiksować w pierwszej kolejności, więc palę dalej, a dym się unosi w kierunku okna, oddech się uspakaja: W dzień szyłam, teraz pruję czarną suknię - modna Gwiazda Polarna złoci strzechy Soplicowa*, enter.
* Jan Riesenkampf
|
|
|
|