Cegła - Literatura - Proza - Poezja
100 000 KSIĄŻEK NA WWW.TAJNEKOMPLETY.PL !!!
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

INES

Konwulsje serca

Zabili jej marzenia i kazali dążyć do celu po spalonych mostach. Do tych działań nie miała serca. Od początku nie chciała od życia zbyt dużo, a cieszyć potrafiła się z małych rzeczy. Dla innych jej idee były nie zrozumiałe. Szeptali, mówili, a nie raz potrafili roześmiać się jej  prosto w twarz. Milczała, bo tak trzeba było… W domowym zaciszu odkrywała siebie. Siadała na parapecie, a w rękach trzymała kubek chłodnej kawy. To był jej czas. Zamykała oczy i tańczyła na deskach wielkich teatrów. Bywało też, że w domowej bibliotece taty, zazdrościła wielkim pisarzom… Kochała życie, ale na swój własny sposób. Idole? Nie, nie miała, nie dla tego, że nie było w czym wybierać, po prostu wolała być sobą. Z okna spoglądała na przechodniów…penetrowała ich dusze oczyma. Czy wiedziała o czym myślą? Pewnie nie, choć starała się zrozumieć. Zgadywała dokąd idą. Oni wszyscy tworzyli jakąś niebanalną historię, tak uważała. Bywało, że w przygodach tamtych ludzi zatracała siebie i nie wiedziała czy dzisiaj minęło wczoraj czy przyjdzie jutro… Miłość? Owszem znała, lecz nie z autopsji. Do tego dnia…do tamtej chwili.

Dzień obudził się dla niej zbyt wcześnie. Dziesiąta rano, w ciągu wakacji była przecież środkiem nocy. „Poranek wstawać powinien co najmniej około południa” – myślała w duchu.

Pewnie właśnie dla tego przekręciła się na drugi bok i zasnęła.

- Lena! -  dochodził za ściany donośny głos mamy, który postawił by na baczność cały pluton wojskowy.

- Lena! Wstaniesz ty wreszcie?! Ja wychodzę, zamknij drzwi.

„O nie…to na pewno nie sen, to już koszmar rzeczywistości” – wymamrotała dziewczyna, wyciągając lewą nogę z łóżka. „Stop” – syknęła, „ tylko nie lewą”. Cofnęła małą stópkę, przetarła oczy, po czym postawiła prawą nogę na podłodze – „dzisiaj czeka Cię udany dzień” – uśmiechnęła się do odbicia w lustrze.

W kuchni znalazła dwie kanapki z żółtym serem, herbata w przezroczystej szklance z uchem czekała na zalanie. I ten przeraźliwy dźwięk gwizdka. W radio puszczali te same piosenki co wczoraj - „jutro pewnie też nic nowego nie usłyszę” – pomyślała. Nie ważne, była sama więc pozwoliła sobie na poranne tańce w piżamie. Stawała wtedy przed lustrem i naśladowała tancerki z teledysków. Żenada? Nie, raczej sposób na nudę, której w te wakacje zresztą nie brakowało. „ A może by tak zadzwonić do Oliwki? „„ – pomyślała i sięgnęła po telefon, potem tylko wystarczyło wykręcić numer i …

- Słucham – odezwała się Oliwka

- „Słucha, słucham” czemu każdy tak drętwo zaczyna rozmowę? Hehe… - zagadnęła

- Cześć Lenka co tam?

- Wygrałam w toto lotka i dzwonie spytać czy wybierzesz się ze mną na Karaiby, co ty na to? 

- Wow…tak to ja mogę zaczynać dzień, hehe. To kiedy wylatujemy?

- Dziś o 16 masz czas? – spytała

- Mam, proponuje opalanie za moim domem, to prawie jak Karaiby , nie?

- Idealnie. To do zobaczenia.

- Czekam. Pa

Godziny upływały mozolnie. Chcąc przyspieszyć bieg wskazówek na tarczy zegara, Lena przeglądała ulubione czasopisma, przymierzała ubrania, zerkała też w telewizor. „ Wreszcie” – odetchnęła z ulgą o 15. Szybko wsunęła na siebie ulubione, trochę poszarpane dżinsy, zasznurowała trampki, grzebieniem rozczesała włosy i wybiegła. Upał był straszny. Każdy kolejny krok przychodził z coraz to większym wysiłkiem. Mimo to Lena nie zatrzymywała się. Idąc, mówiła sobie w duchu „ dasz radę”…” dasz radę” szepnęła. Nie chodziło już o pokonanie asfaltowej drogi…

Oliwka czekała z woda mineralną w ogródku. Leżał tam granatowy koc z dużym cętkowanym kotem i stały dwa trochę wypłowiałe leżaki.

- No nareszcie! – odezwała się Oliwia

- Jej ale skwar! Jestem cała mokra. – wymamrotała zdyszana Lena

- I ty chciałaś jechać na Karaiby? Hehe

- Taa…cieszę się, że te 4 miliony złotych przeszły mi koło nosa.

- To co maraton opalania czas zacząć.

„Maraton” z racji tego, że skończył się pół godziny później okazał się słowem zbyt wielkim. Skwar nie pozwolił zbyt długo wylegiwać się na „zielonej trawce”, to też dziewczyny przeniosły się do domu. Pokój Oliwki zupełnie nie pasował do swojej właścicielki. Błękitne ściany, białe meble, na parapecie kolorowe lalki Barbie – pamiątka z dzieciństwa. Dopełnieniem całości był brak drzwi. Nastrój? Generalny spokój i monotonia bijąca z każdego konta. Nic więc dziwnego, że pełna wigoru Oliwia do pokoiku zaglądała zwykle późnym wieczorem. Wyjątkiem od reguły był dzień dzisiejszy.

- Dobrze, że chociaż tu trochę chłodniej… - odetchnęła z ulgą Oliwia.

- To co robimy wieczorem, chyba nie spędzimy całego dnia w tych czterech ścianach.

- Właściwie to ja mam już plany na wieczór… - odparła z zakłopotaniem - Wiesz kilka dni temu napisał do mnie na gadulcu, jakiś chłopiec, że niby spędza u nas wakacje, nie ma tu znajomych no i chciał by kogoś poznać.

- Tylko mi nie mów , że się z nim umówiłaś, przecież ty i faceci to totalna abstrakcja.

- No co ty nie umówiłam , ale dałam mu numer Gabi. Zaczęli się spotykać, a dzisiaj chciała mnie z nim zapoznać, żebym go oceniła, rozumiesz?

- W porządku, wiem o co chodzi, Gabryśka za mną nie przepada… To o której mają tu być?

- Około 18.00.

- No to musze się zbierać, bo ulotna jak kamfora to ja nie jestem.

- Lenka chyba się nie gniewasz? Przepraszam głupio wyszło.

- Nie przejmuj się. Jutro sobie odbijemy. To ja uciekam.

 

Droga powrotna nie była już tak uciążliwa z racji tego, że upał ustąpił. Ciepły , letni wiaterek poruszał cienkimi gałązkami rosnących przy chodniku drzew. „ Ta jedna ulica i tych kilka domów to wasz cały świat, ale przynajmniej nie jesteście same…jest was tu kilka tak samo zielonych i dużych…” – pomyślała. „ Ja mam nogi dla tego pójdę do babci,  siądę na miedzy w ogrodzie i będę jadła truskawki, tak truskawki, które rosną na krzaczkach kępami…”.  Urzeczywistnienie myśli nastąpiło godzinę potem. Dom babci swym położeniem przypominał schronienie pustelnika…wokół roztaczały się jedynie pola i lasy. Idealny spokój… dla Leny miejsce magiczne. Uwielbiała spędzać czas w małym sadku w głębi podwórka, jego atmosfera pozwalała na rozhasanie wyobraźni, będącej jedyną perspektywą na spędzanie wolnego czasu. „ A może by tak...” – szepnęła, urywając myśl.
Zbliżał się wieczór, to też pobyt u babci dobiegał końca. Dom Leny oddalony był od miejsca sielanki o dwie nazwy ulic i plac Balzarego – miejsce spotkań okolicznej młodzieży. Ten ostatni  wydawał się Lenie nie do przejścia, siedzący tam chłopcy wlepiali w nią swoje zaczerwienione z przepicia i zaszklone od dymu papierosowego oczy, mamrocząc coś pod nosem. „ O co im właściwie chodzi?” – zastanowiła się przyspieszając kroku. Z ulga odetchnęła dopiero przekraczając próg mieszkania. Nie odzywając się do reszty domowników, pobiegła do swojego zacisza. Pomarańczowe ściany pokoju potrafiły wprawić w dobry nastrój nawet największego ponuraka. To też ku zdziwieniu rodziców Lena przebywała w nim tak często. Zwykle zaczytywała się jakimiś błahymi romansami bądź też studiowała wytrwale biografie znanych literatów, dzisiaj jednak siedziała z komórką w ręku, którą zresztą co chwile chowała pod poduszkę, chcąc w ten sposób powstrzymać się przed wysłaniem wiadomości. Jednak w  mgnieniu oka telefon znów wylądował w dłoni.
„ Właściwie czemu nie? Roztrząsałam  to jedząc truskawki, jednak wtedy do żadnej konkluzji nie doszło. Teraz jestem już zdecydowana. Chce tego w stu procentach. Po tym obfitym wstępie powinnam przejść do konkretów, tak więc... lepiej usiądź. Umów mnie z tym typkiem. Tak z tym samym, o którym dziś mi wspomniałaś! I nie myśl, że to jakiś żart, ja tak całkiem serio mówię. „ –  poczym wcisnęła zielony przycisk z napisem WYŚLIJ. Z racji tego, że podboje miłosne Leny zliczyć można było na palcach jednej ręki, Oliwia wydawała się być mocno zaskoczona odebraną wiadomością. Przez chwile zastanawiała się nawet czy właściwie interpretuje jej treść. Nie zwlekając dłużej, wydrukowała jakieś mało zgrabne zdanie, godząc się tym samym na zaaranżowanie spotkania.

 

Słońce chytrze zajrzało przez okno. Lena w pośpiechu zrzuciła z siebie kołdrę, siadła na łóżku poczym zanurzyła swoją niezbyt subtelną twarz w lustrze. „Bywało gorzej” – powiedziała bez przekonania i z grymasem na ustach odłożyła zwierciadło. Wpatrzona w sufit leżała na łóżku i  obmyślała scenariusz wieczornego spotkania. Chociaż wątpiła w jego owocność - tego nauczyło ją doświadczenie - w głębi duszy tliła się iskierka nadziei na jego happy end. Tego typu refleksje towarzyszyły Lenie aż do czternastej.

- Lena przestań myśleć o niebieskich migdałach i jedz! – krzyknęła mama.

- A ty jak zwykle musisz się mnie czepiać! – odburknęła. Podniecenie którego właśnie doświadczała było na tyle pożywne, że chwile potem zrezygnowała z obiadu. Pobiegła do swojego pokoju i tam zaczęła robić przegląd szafy. Niebieskie dżiny , pomarańczowa bluzka w kratę, zielona koszulka, brązowe sztruksy, czerwona spódniczka za kolano i stara poszarpana podkoszulka, wszystkie te rzeczy kiedyś sprawiające wrażenie całkiem eleganckich, dzisiaj wydawały się Lenie zwykłymi wycieruchami. Kiedy zrezygnowana odwracała się do okna kątem oka, zauważyła wystającą z dolnej szuflady, czarną spódniczkę. Ta wydała jej się idealna na dzisiejszą randkę. Dopełnieniem stroju był fioletowy tiszert i czarne trampki. Pół godziny później długowłosa Lena stała już w drzwiach. Stała bo stwierdziła, że musi odczekać jeszcze pięć minut, aby przypadkiem w umówionym miejscu nie pojawić się przed nieznajomym. „ A może jednak zostanę w domu?” – zastanawiała się.  W rezultacie postanowiła zmierzyć się ze swoim wewnętrznym tchórzem i wyszła. Mieli się spotkać na moście, a ten oddalony był od domu Leny zaledwie o jakieś pięćset metrów.  Szła wolno, mimo to serce waliło jej jak szalone. Miała nawet wrażenie, że przechodzący obok ludzie, słyszą jego łomot. „ Uspokój się! To pewnie jakaś ruda wiewiórka z wyłupiastymi oczami” – tłumaczyła sobie. Tymczasem zbliżała się do zakrętu, wiedziała, że gdy go minie, osoba stojąca dwieście metrów dalej – na moście – zobaczy ją. Szybkim ruchem poprawiła bluzkę, a palcami rozczesała włosy. Wysoki, dziwnie ścięty brunet w szerokich spodniach z daleka wydawał się być znudzony. Na moście tkwił juz pewnie od kilkudziesięciu ładnych minut.

- Cześć, to chyba na mnie czekasz... – powiedziała nie pewnie.

- Cześć, zaczynałem się juz zastanawiać czy przypadkiem nie pomyliłem godzin...hehe

- Heh... przepraszam za spóźnienie, w domu miałam mały magiel...

- Nic nie szkodzi. Jestem David. – powiedział biorąc jej dłoń w swoje ręce.

- Lena. – uśmiechnęła się nieśmiało. Chciała rzucić szybie ‘ gdzie idziemy’, ale zaciśnięte gardło nie pozwalało jej wycedzić ani słowa. Zatopiła wzrok w jego oczach, z nadzieją, że w ten sposób nakłoni go do przerwanie tej niezręcznej ciszy.

- Proponuje skoczyć po coś chłodnego, potem możemy iść na tą waszą starą kładkę.

- Tak...chodźmy.

Lena nie była typem wędrowniczka, nigdy nie przyszło by jej nawet do głowy, że w dwudziesto kilku stopniowym upale będzie gonić w stroną  paru spróchniałych desek. A jednak, dzień dzisiejszy okazał się być kolejnym dowodem na to, że życie lubi zaskakiwać. - Dobrze, że nikogo oprócz nas tu nie ma. – powiedział zniżonym głosem.

- Dobrze? – spytała zaniepokojona.

- Będziemy mogli spokojnie pogadać, lepiej się poznać...chociaż... – urwał, zagradzając jej sobą drogę – już sporo o Tobie wiem.

- Czyżby? Znasz mnie zaledwie nie całe dwie godziny.

- Wiem, że kiedy czujesz się niezręcznie bawisz się palcami, a gdy jesteś onieśmielona uśmiechasz się. Lubisz jak wiatr rozwiewa Ci włosy.

- Skąd wiesz o włosach?

- Bo nie spinasz ich w kucyk. Zapomniał bym, twoje oczy... – zamyślił się...

- Co z nimi? – zatrzepotała odruchowo mocno wytuszowanymi rzęsami.

- Szklą się. Musisz mieć piękną dusze.

 Słowo ‘dusza’ brzmiało w jej uszach jeszcze przez chwilę. Dla chłopców zwykle była brzydkim kaczątkiem i mało kto zwracał uwagę na jej uczucia. Teraz wpatrzony w nią David karmił ją komplementami. Zapatrzeni w pociętą od promieni słońca taflę rzeki, rozmawiali o wielu, czasem niezbyt ważnych sprawach.

- Poważnie? – spytała z niedowierzaniem.

- Po co miał bym kłamać? Znałem go od podstawówki. Wtedy jeszcze grałem w Grosach.

- Hm, w Grosach?

- To był taki klub piłkarski. Teraz wykupił go jakiś zagraniczny inwestor. Rozwiązał stary skład i zaczął trenować młodzików.

- Więc jak każdy chłopiec bawiłeś się w kopanie piłki. Pewnie chciałeś dorównać tym wszystkim światowym gwiazdą. Ja od małego chciałam zostać tancerką.

- Właśnie i widzisz nie skończyłem. Kuba wręcz przeciwnie nigdy wcześniej nie myślał o tańcu. Później, jak drużyna się rozpadła, włóczył się tak bezsensu po osiedlu. On w ogóle  pochodzi z takiej nieciekawej rodziny, matki wiecznie nie ma w domu, ojciec pije. Dzieciak nie miał co robić, a że i kasy zaczęło mu brakować to zaciągnął się do sprzątania w jakimś barze. I tam poznał Olkę. Ona od małego tańczyła i jakieś pół roku temu wciągnęła w to i jego. No a dzisiaj trzeci odcinek You Can Dance, kto wie może uda mu się przejść dalej.

- Niesamowita historia. Na prawdę aż trudno w to uwierzyć. Wiec mówisz, że kariera jeszcze przede mną? Hehe...

- Co do tego nie mam wątpliwości. Taka śliczna dziewczyna...

 Z pewnością Lena doczekała by się jeszcze wielu balsamicznych słów, jednak spotkanie musiało dobiec końca. Musiało, gdyż nadopiekuńcza mama zadzwoniła do córki i z typowym dla niej rygorem w głosie, rzuciła „ o dwudziestej drugiej widzę Cię w domu”. Droga powrotna nie była już tak męcząca, upał zelżał. Jednak oboje kroki stawiali nad wyraz wolno. Widać, w ten właśnie sposób starali się przedłużyć wspólny wieczór. Po drodze wymienili się numerami oraz serią uwag na temat latających nad rzeką ważek. Pożegnali się szczerym uśmiechem, na moście.  

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur