01.02. 17:46
Zawsze we dwóch. W naturę ściśle wpisany dualizm. W garniturach na wyższy połysk. Pewnego dnia weszli bezszelestnie do redakcji. Stanęli tuż przed moim biurkiem. Zrobili wszystko, abym podniosła wzrok. - My do pani. Można. Później poznałam jeden z elementów ich taktyki. Nigdy znaku zapytania. Żadnej niepewności, żadnego przyzwolenia na wybór. - Bardzo proszę, w jakiej sprawie?- pod skórą poczułam niepokój. - Nie zabierzemy wiele czasu. Tu, do pokoju. Bardzo proszę. Ktoś ich tu wpuścił, więc nie są przestępcami. – każda moja myśl starała się wyprzedzić kolejną, skutkiem czego wszystkie deptały sobie po piętach. Posłużyć się mogłam tylko nędzną grą na zwłokę. - Herbaty? Kawy?- przełknęłam ślinę. - Bardzo prosimy. Odtąd nie opuszczali ani na krok - mnie, czajnika, trzech łyżeczek i kompletu filiżanek marki zwykłebiurowe. Zdaje się, że miałam pod palcami policzone ziarenka rozsypanego cukru. Posadzili mnie w środku, podsunęli herbatę. Kto tu kogo gości? Kto do kogo przyszedł? Szybko pogubiłam role. - Panowie w sprawie...? - Pani- ucięli. - Nie rozumiem... – nie zrozumiałam, więc na wszelki wypadek zaczęłam się bać. - Pani nam pomoże. - Nie rozumiem... – moja inteligencja, jako jedyna, zachowała zdrowy odruch - uciekła. - Wytłumaczymy. Wszystko będzie dobrze.
Nie było. Zakleszczyli mnie spojrzeniami i fragmentami białych mankietów na stole. Uważnie badali najmniejsze drgnienie ust i powiek. (Niezłe pole badawcze, bo drżałam cała). - Pani nam pomoże. Pani się zgodzi. Pojutrze przyniesiemy informacje. Sprawa państwowa. O tej samej porze. Wyszli.
02.02. od rana Tak, wiedziałam już na pewno – nie pomogę, nie zgodzę się. Podziękuję i nie będę rozmawiać. Zadzwonili. - O tej samej godzinie. Pamięta pani.
03.02. 17:46 Znów dwoistość w drzwiach. - Zaczniemy od spotkania z X. Tam przekażemy informacje. Porozumiewawcze spojrzenia. Nieelegancko schowałam ręce do kieszeni. - Nie – zaoponowałam – nie, nie. Dziękuję. - Za co pani dziękuje? – wyższy uniósł brew o cztery milimetry - Niech pani nie będzie dzieckiem. - Nadaje się pani. Nauki społeczne, dwie specjalizacje, tu i tam praktyka, podyplomówka, rodzina niekarana, nie ma pani męża ani dzieci, rodzice w innym mieście, pracuje, dobre referencje... – zawtórował mniejszy, usiłując niepostrzeżenie wspiąć się na palce. Jakaś wielka osa zagnieździła się w moim gardle. Zagnieździła się i od razu zaczęła gryźć. Ani jej przełknąć, ani wypluć. Popiłam herbatą. Osa zemdlała, mogłam wykrztusić: - Skąd... skąd panowie... to wszystko... wiedzą...? Ależ pobłażanie w ich oczach, ależ uśmiechy! - To jak. Zgadza się pani. Za tydzień o tej porze. - Yyyy..y- coś pokręciło moją głową. - To dobrze- zgrabnie podali wymankietowane dłonie.
10.02. 17:46 Oswoiłam mniejszego. Założyłam buty na niskim obcasie, już nie kończył się, biedak, w okolicach mojej brody. Nadrabiał miną, ale wiedziałam, że jest mi jakoś po swojemu wdzięczny. Natychmiast nabrał animuszu.
- Wiedziałem, że się pani zgodzi. Mamy już pani dokumenty. Pani pozwoli.
11.02. 17:46 Tu tekst się urywa (Dz. U. z dnia 8 lutego 1999 r. Nr 11, poz. 95) |
| |