"Przerwana więź"
Noc strąca samotne gwiazdy
Moje dłonie błądzą
zanurzone w ciemnościach
Na dworze cienie
wdzięczą się do siebie na wietrze
Zamykam oczy
uczulam usta na dotyk
rozsypuję włosy na poduszce
Czekam
ma myśli od ciebie
Skrępowane tęsknotą ciało
rwie się do lotu
uwalniam marzenia
Wilgotna dłoń
wielbi skórę prześcieradła
twoje imię na mych ustach
wypełnia pustkę
Krzyk szeptu
oczyszcza ból duszy
Nadzieja na dotyk
układa się do snu
Czeka
na lepsze jutro
"Magia wyobraźni"
Ptak wpatrzony w dal widzi wolność
Z bliska żelazne kikuty drzew
przyćmiewają mu sen o zielonym lesie
Dowolność perspektywy pozwala marzyć
Kto nie wychodzi poza horyzont swego cienia
leży umartwiony w rynsztoku życia
jak wyrzucona na brzeg ryba
czekając na ukamienowanie
głazami brudnej przyziemności
Kto umie się zmienić w ptaka
uleci ponad mrokiem do gwiazd
odrodzi się z popiołów w tęczy
bo lepsza wyobraźnia w niewoli fizycznej
niż wyobraźnia zniewolona umysłem
"Amor i Psyche"
Ekstazą poruszyli niebo i ziemię
Tchnęli życie w miliony gwiazd
Młodzi bogowie
bladzi jak poranna mgła
eksponowali
swoje marmurowe ciała
na jednym z nocnych
wernisaży
"Zapomniana"
Nie pamiętasz już
miękkości bazi nad rzeką
Nigdy nie chciałeś zanurzyć
twarzy w dojrzałym zbożu
ani dłoni w malinach
Na jesienne słońce
masz okulary
Na zimę ciepłe ubranie
Na mnie
brak miejsca
w zegarze potrzeb
Niepozbierane na czas
zgniły owoce wspomnień
w zapomnianym sadzie
Przeznaczona na kompost
na cmentarzu twojej ziemi
czekam
by wchłonąć się głęboko
Może z cząstką mnie
będziesz lepszym człowiekiem
"Miasto samotności"
Samotność wpisana
w kanon współczesnego świata
włóczy się po mieście
Czarne okulary chronią od
kontaktu płciowego oczu
Worek płaszcza maskuje
zmęczenie materiału ciała
regularnie masturbowanego
wstydem ciągłego celibatu
A obowiązkowa przerwa
na co miesięczną przyjemność
wykrwawienia się
urozmaica życie seksualne
poradników dla kochanków
mijających się wilkiem na ulicy
W galeriach królują
perfumy i wizytówka
Zadzwoń jak będziesz czegoś
potrzebować
Czegoś nie kogoś
"Pieśń o miłości"
Palce mimowolnie
otwierają się na dotyk
powoli
ostrożnie
nastrajają się
do grania
Uwypuklają się nuty
pod dotykiem muzyki
nadchodzi symfonia
Pieśni nad Pieśniami
mistrza i instrumentu
ciebie i mnie
Boskie połączenie
Przesiąknijmy sierpniową wilgocią ust
zroszonych ciepłym deszczem
Zanurzmy przemoczone potrzebą ciała
między marne próchna cieni
przedwcześnie zmarłych drzew
niech ich trumny wypełnią się
lepkim szeptem krzyku godów
Zerwijmy z drzew swoich ciał
niedojrzałą zieleń pieszczot
niech owoce wreszcie się ukażą
Bądźmy nadzy w oczach płaczącego nieba
Obmyjmy się grzechem pożądania
niech niebo ma powód do ryku rozpaczy
Przed chwilą jeszcze dwoje teraz jedno
metafizyczna potęga zmysłów
jedność myśli
jedność odczuć
koniec świata
"Wspomnienie"
Nie pamiętam
żaru słońca
Pamiętam inny żar
Nie pamiętam
szumu drzew
Zagłuszył go szept
wilgotnych słów
szukających wodopoju
na pustyni ciała
Szelest owadów
buszujących w trawie
rozproszył odgłos
pękających oczek
rozsypujących się guzików
Maliny pocałunków
rozgniecione dłońmi
spłynęły wąskim
paskiem zieleni
wprost do zakola laguny
Zmęczone palce
owiała przyjemna bryza
Ciało znalazło
przynależność do drugiego
"Domek"
Pamiętam było pole obsiane zbożem
dziecięce morze z falami na wietrze
i statkami na niebie
Młodzieńcze miejsce schadzek
od zachodu słońca po świerszczowe noce
Pamiętam obok pola
był domek malowany i drewniany
jak tort kawowy z lukrowanymi okiennicami
Wyglądał jeszcze na świeży
znajomą kawą pachnący
kiedy wkładałam go do swojej pamięci
żeby się nie rozpuścił i nie zniknął
Bo wyrzucić go to jakby
poczuć zimną dłoń kostuchy na sercu
i postarzeć się duszą o dwadzieścia lat
Mam dobry spichlerz czasu
dzięki temu dach z papolukrecji
jeszcze dobrze się trzyma
Okna mienią się jak bańki mydlane
z maminej balii do prania
Lśnią białością ręcznie zdobione firany
jak mleko o nakrapianej w grochy krowy
Zwierzęta słodkie jak z cukru
cisną się miękkością mordek do ust
Piernikowa baba
w polewie z wiśniowej chusty
z chałwowym dziadem
w orzechowej kufajce
już czekają przed domem
A ja na drodze
napełniam swój spichlerz pamięci
obrazami łakoci dla serca
"Strych"
Bose stopy
szeleszczą po starych schodach
Skrzypią szczerbate drzwi strychu
Przez szczeliny desek
wciska się stłumiona muzyka
Przykładam ucho do podłogi
Kurzą się refleksy we włosach
Drzazgi spoufalają się z dłonią
Strych zapuścił już siwe włosy
W kącie stare gazety
krzyczą do mnie
aktualnością nagłówków
Płacze dach zapachem jesieni
Koty śpią na zakurzonej kanapie
jak u starej kobiety na kolanach
Lubię tu szukać odpowiedzi na życie
w bujanym fotelu
czuję się bezpieczna
|