Cegła - Literatura - Proza - Poezja
100 000 KSIĄŻEK NA WWW.TAJNEKOMPLETY.PL !!!
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Izabela Bill - Alumena

kilka wierszy

"Przerwana więź"

 

Noc strąca samotne gwiazdy

Moje dłonie błądzą

zanurzone w ciemnościach

Na dworze cienie

wdzięczą się do siebie na wietrze

Zamykam oczy

uczulam usta na dotyk

rozsypuję włosy na poduszce

Czekam

ma myśli od ciebie

Skrępowane tęsknotą ciało

rwie się do lotu

uwalniam marzenia

Wilgotna dłoń

wielbi skórę  prześcieradła

twoje imię na mych ustach

wypełnia pustkę

Krzyk szeptu

oczyszcza ból duszy

Nadzieja na dotyk

układa się do snu

Czeka

na lepsze jutro

 

 

"Magia wyobraźni"

 

Ptak wpatrzony w dal widzi wolność

Z bliska żelazne kikuty drzew

przyćmiewają mu sen o zielonym lesie

Dowolność perspektywy pozwala marzyć

 

Kto nie wychodzi poza horyzont swego cienia

leży umartwiony w rynsztoku życia

jak wyrzucona na brzeg ryba

czekając na ukamienowanie

głazami brudnej przyziemności

 

Kto umie się zmienić w ptaka

uleci ponad mrokiem do gwiazd

odrodzi się z popiołów w tęczy

bo lepsza wyobraźnia w niewoli fizycznej

niż wyobraźnia zniewolona umysłem

 

 

"Amor i Psyche"

 

Ekstazą poruszyli niebo i ziemię

Tchnęli życie w miliony gwiazd

Młodzi bogowie

bladzi jak poranna mgła

eksponowali

swoje marmurowe ciała

na jednym z nocnych

wernisaży

 

 

"Zapomniana"

 

Nie pamiętasz już

miękkości bazi nad rzeką

Nigdy nie chciałeś zanurzyć

twarzy w dojrzałym zbożu

ani dłoni w malinach

 

Na jesienne słońce

masz okulary

Na zimę ciepłe ubranie

Na mnie

brak miejsca

w zegarze potrzeb

 

Niepozbierane na czas

zgniły owoce wspomnień

w zapomnianym sadzie

 

Przeznaczona na kompost

na  cmentarzu twojej ziemi

czekam           

by wchłonąć się  głęboko

 

Może z cząstką mnie

będziesz lepszym człowiekiem

 

 

 

"Miasto samotności"

 

Samotność wpisana

w kanon współczesnego świata

włóczy się po mieście

Czarne okulary chronią od

kontaktu płciowego oczu

Worek płaszcza maskuje

zmęczenie materiału ciała

regularnie masturbowanego

wstydem ciągłego celibatu

A obowiązkowa przerwa

na co miesięczną  przyjemność

wykrwawienia się

urozmaica życie seksualne

poradników dla kochanków

mijających się wilkiem na ulicy

W galeriach królują

perfumy i wizytówka

Zadzwoń jak będziesz czegoś

potrzebować

Czegoś nie kogoś

 

 

"Pieśń o miłości"

 

Palce mimowolnie

otwierają się na dotyk

powoli

ostrożnie

nastrajają się

do grania

Uwypuklają się nuty

pod dotykiem muzyki

nadchodzi symfonia

Pieśni nad Pieśniami

mistrza i instrumentu

ciebie i mnie

 

 

Boskie połączenie

 

Przesiąknijmy sierpniową wilgocią ust

zroszonych ciepłym deszczem

Zanurzmy przemoczone potrzebą ciała

między marne próchna cieni

przedwcześnie zmarłych drzew

niech ich trumny wypełnią się

lepkim szeptem krzyku godów

Zerwijmy z drzew swoich ciał

niedojrzałą zieleń pieszczot

niech owoce wreszcie się ukażą

Bądźmy nadzy w oczach płaczącego nieba

Obmyjmy się grzechem pożądania

niech niebo ma powód do ryku rozpaczy

Przed chwilą jeszcze dwoje teraz jedno

metafizyczna potęga zmysłów

jedność myśli

jedność odczuć

koniec świata

 

 

"Wspomnienie"

 

Nie pamiętam

żaru słońca

Pamiętam inny żar

 

Nie pamiętam

szumu drzew

Zagłuszył go szept

wilgotnych słów

szukających wodopoju

na pustyni ciała

 

Szelest owadów

buszujących w trawie

rozproszył odgłos

pękających oczek

rozsypujących się guzików

 

Maliny pocałunków

rozgniecione dłońmi

spłynęły wąskim

paskiem zieleni

wprost do zakola laguny

 

Zmęczone palce

owiała przyjemna bryza

Ciało znalazło

przynależność do drugiego

 

 

"Domek"

 

Pamiętam było pole obsiane zbożem

dziecięce morze z falami na wietrze

i statkami na niebie

Młodzieńcze miejsce schadzek

od zachodu słońca po świerszczowe noce

Pamiętam obok pola

był domek malowany i drewniany

jak tort kawowy z lukrowanymi okiennicami

Wyglądał jeszcze na świeży

znajomą kawą pachnący

kiedy wkładałam go do swojej pamięci

żeby się nie rozpuścił i nie zniknął

Bo wyrzucić go to jakby

poczuć zimną dłoń kostuchy na sercu

i postarzeć się duszą o dwadzieścia lat

Mam dobry spichlerz czasu

dzięki temu dach z papolukrecji

jeszcze dobrze się trzyma

Okna mienią się jak bańki mydlane

z maminej balii do prania

Lśnią białością  ręcznie zdobione firany

jak mleko o nakrapianej w grochy krowy

Zwierzęta słodkie jak  z cukru

cisną się miękkością mordek do ust

Piernikowa baba

w polewie z wiśniowej chusty

z chałwowym dziadem

w orzechowej kufajce

już czekają  przed domem

A ja na drodze

napełniam swój spichlerz pamięci

obrazami łakoci dla serca

 

 

 

"Strych"

 

Bose stopy

szeleszczą po starych schodach

Skrzypią szczerbate drzwi strychu

Przez szczeliny desek

wciska się stłumiona muzyka

Przykładam ucho do podłogi

Kurzą się refleksy we włosach

Drzazgi spoufalają się z dłonią

Strych zapuścił już siwe włosy

W kącie stare gazety

krzyczą do mnie

aktualnością nagłówków

Płacze dach  zapachem jesieni

Koty śpią na zakurzonej kanapie

jak u starej kobiety na kolanach

Lubię tu szukać odpowiedzi na życie

w bujanym fotelu

czuję się bezpieczna

 

 

 

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur