Cegła - Literatura - Proza - Poezja
100 000 KSIĄŻEK NA WWW.TAJNEKOMPLETY.PL !!!
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Jacek Hoffman

Śmieciarz

Zbudził mnie ryk syreny karetki pogotowia. Spod zmrużonych powiek obserwowałem jak sanitariusze pochylali się nad czymś, co przypomniało owiniętą korporacyjnym garniturem wieprzowinę, rzuconą na płyty chodnikowe. Nikt z przechodniów nie zwracał uwagi, spieszyli się, omijali ofiarę wypadku szerokim łukiem, jakby poruszali się wzdłuż niewidzialnej ściany. Sam nie wiem, może widzialnej, tylko dla nich nieprzeźroczystej? Byłem więcej niż pewien, że udawali, bo wyraźnie widziałem jak spadają z nich płaty emocji, podobne do pancernych łusek, sypiących się jak łupież, tyle że wielkości pestek ze śliwek.

Usiadłem na kartonowej kołdrze. Podkuliłem nogi, by nie zawadzać nikomu. Dotarł do mnie chłód poranka i bukiet zapachów, wydalanych każdym otworem mojego ciała. Wygrzebałem wczorajszego papierosa. Krótko się palił. Tylko trzy machy, ale zbawienny dym zdążył popieścić płuca. Zakasłałem, by potem soczyście splunąć na chodnik. Krwista wydzielina zakreśliła zgrabną parabolę i z wdziękiem wylądowała na świeżo wypastowanych butach, defilujących tuż się przede mną. Gwałtownie odskoczyły, jak wystraszony kundel, warcząc i złorzecząc, brakowało jeszcze, by sznurówki podkuliły ogon.

Znienacka padła salwa śmiechu. Nie wiem, czym chciała mnie trafić, gdy nagle zabrzmiał znajomy i tłusty brzęk drobniaków. Spadły z nieba wprost do plastykowego kubka po coca-coli. Trzy piątaki. Wtedy ostatecznie zmartwychwstałem. Zaskrzypiały stawy, zdrętwiałe palce wydłubały zdobycz. Zacisnąłem mocno. Czułem jak wypływa z niej litość i obrzydzenie. Dusiłem ją tak długo aż przestała się ruszać. Wyrzuty sumienia uszły z niej, gdy ostatecznie znalazła się w czeluści kieszeni.

Czas na mnie. Robota czeka. Wgramoliłem się do własnoręcznie wykonanego pojazdu, zrobionego ze znalezionych desek i kółek od dziecięcego wózka. Wygodnie ułożyłem kikuty nóg, by zachować równowagę i naparłem dłońmi o chodnik. Wehikuł powoli się rozpędzał. Manewrowałem wśród setek par obuwia, śmiało zygzakując między regularnie poruszającymi się nogami. Niektóre szorstkie, inne gładkie, pokryte poliestrem. Ocierałem się o nie, licząc na nagrodę jak kot dachowiec, chciałem nawet zamruczeć, a tylko wywaliłem jęzor i łapczywie łapałem w nozdrza zapachy past do butów, przepoconej odzieży, czasem piżma.

Nie narzekałem, bo zapowiadał się pracowity dzień. Zbierałem po drodze śmiecie, staranie je segregując. Nienawiść do lewej kieszeni marynarki, pogardę do prawego otworu w spodniach, strach do zacerowanej skarpetki, egoizm do podręcznej torby...by później wywieźć je na wysypisko za miastem.

Spotykamy się późnym wieczorem, wszyscy śmieciarze z okolicy i ucztujemy. Czasem się wymieniamy. Niczego nam nie brakuje, jesteśmy szczęśliwi, mamy co jeść...do jutra, czasem do pojutrza.

Nie martwimy się. Zapasy nigdy się nie skończą...

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur