44. sęk
Wokół krawędzi słoika na cukier
wykruszona uszczelka z ceglastej gumy.
Któregoś lata Tomek przywiózł w nim spadziowy
miód. I język drętwieje (od wina ze Szklanej
Górki), co za historia – rodzę rdzeń. Dzień za dniem.
Zakopałem się tutaj, żeby nie uronić. Mierzę odległość.
Przecieka między palcami. Na knocie świeczki
skwierczy ćma – to jeszcze nie ja. Tak bardzo chciałbym
się zadomowić, ale rdza. Z głów strąca gniazd kapelusze.
|