Idziesz
cienie starych kobiet
ocierają się o ciebie
cierniem bezmiernie
prują delikatny szew
więc skubiesz po trochu
słodkie i gorzkie
by być
wije się cichutko cud
Wzdłuż opłotków
przepastna mgła
z nagła
na spóźnione piwonie
oduczam dłonie
kostnieją grząskie groble
strachy na wietrze
na wróble ile mnie
jeszcze na dnie
klucze się mylą
zielnik nasiąka rdzą
Miedzą
To jest sen, a to jabłoń.
Wstajesz z przerażeń. Otwarty
chlebak, okruchy na dłoni.
Z każdym znakiem mniej
w sobie. Zewnętrze zaciera się,
limes interior – ptasie łajno na ganku.
Prognozy nie są najlepsze.
Porywisty wiatr z północy. Dym
w gardle.
Bo
nie mogę wykrztusić tego zachwytu
patrzeć na wilgotne kretowiska
gdy nisko mgła
przydarzają się prześwity
niewielkie dlatego ostrożnie
nieś granatowy czajniczek
na uroczyste okazje
w kwiaty bo się rozbije
Bez ciebie zakwitnie czeremcha
jeszcze świerszcze
skrzypią szlifowane w brązie
coś się zacina
zgrzyta i rozpada
jak gładko z grzybobrania
w Jaworniku wychynąć
pomiędzy krzyże i jeżynę
czarną ręką na język
|