Pamiętam maleńkie dźwięki ich spadania:
setek czerwonych topolich kolczyków.
Zapach deszczu na kocich łbach, w tęczy
spragnionego słońca. Obcasy
przechodniów, wybijające rytm
sennego miasta - starożytną muzykę
brukowanych ulic, gdzie niemal
dało się słyszeć kopyta koni,
już niepotrzebnych, i turkot powozów,
dawno zapomnianych przez wszystkich
prócz muzeów. Gołębie gruchające cicho
i z pasją. Pamiętam jak wolno wtedy czas
płynął; i brakuje mi tamtych długich chwil,
utrwalonych w pamięci sekund,
popołudni powtórzonych
echem.
|