więc schodzimy się w sopocie, pod tym samym kościołem, już nieco doroślejsi, ze śmieszną anegdotą na przełamanie. wieczność. no wieczność - odpowiadam. siadamy na piasku i nie mówimy wiele: mewki, szmer morza, pogoda spod psa. kobieta, którą kochasz, leży obok, liczy ziarenka i udaje. nie patrzy na nas. a pamiętasz starą wiarę? pewnie - mówię. fale nie dochodzą brzegu, dziś podobno pływy. zaczekamy. |