Szła powoli mgła zawstydzona.
Na połamanych obcasach
Ku ziemi pochylona.
Raz po raz opadała,
Raz po raz spowijała.
Nieludzko spragniona
Spijała krople rosy
Z liści przydrożnej jabłoni.
Pod nosem nuciła
Pieśni kiedyś zasłyszane.
Mleczno-biała szata
Skrywała jej kruche ramiona,
Marne piersi
Blade,
Zapomniane,
I mizerne uda.
Stanęła w poświacie
Jej nędzna postura.
Pod ciężarem blasku przykucnęła.
Zwinęła się w kłębek wełny
I poturlała pod starą szafę. |