(wiersz dla J. Winiarskiego)
Zazwyczaj zimno przychodzi na końcu, tam było odwrotnie. Światło raziło, rzucając te swoje cienie na twarze, a wy byliście tacy bezbronni, zaprawieni w bólu i niewyspani. Robiłam zdjęcia, choć tak naprawdę trochę skrawków popełnionych w euforii, kilka błysków, potłuczone pod krzesłem kieliszki. Pamiętasz?
Wszystko ściekało. Wsiąkałeś w to bardziej, pamiętasz? Czystość i zimno, przede wszystkim zimno i słowa, w których dziś mnie nie znajdziesz, już nic mi nie wciśniesz. Puchłam od środka, nie spałam, choć próbowałam zasnąć gdzie indziej, chciałam się zgubić, pamiętam, zacisnąć, no wiesz, tak jakoś rozproszyć, ponieważ jest we mnie diabeł, on warczy. |