Jest wieczór i ślepy zmierzch zapada w pokoju, na łapach, wyginając do góry grzbiet. O tej godzinie nawet książki wystają z półek i mrucząc,
przymykają na noc oczy. Tylko fotel jest tratwą, która nie zatonie. Z kotwicą, mocno zaczepioną na brzegu. I będzie trwać, aż do końca, chociaż ciemność podchodzi
i ociera się już o stopy. Zmęczenie jak wąż skrada się po nogach, zawija do środka, ale nie zatopi. |