Pomiędzy tchnieniem a strachem
W podmiejskiej publicznej toalecie
Wydrążasz na ścianie uśmiech bezdomnej Mona Lisy
Bywasz wojownikiem, co życie zawierzył idei
Wśród głupców wymachujesz flagą, rozgarniając kurz
Pewien własnych poglądów
Uwięziony pomiędzy słowem a słowem
W labiryncie pojęć, wystawiasz się na biczowanie
Szufladę zostawiasz pustą
Wers po wersie, rozdajesz serce przechodniom
To co uciska, co dusi, co toczy krew w żyłach
Samo z pomiędzy palców przelewa się na papier
Jak fatamorgana, widzisz jasność która oślepia
Jasność co zniknie z kolejnym oddechem
Czas wracać do domu |