Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Julita Kielińska

W zdrowym ciele zdrowy duch

Janów było małym miasteczkiem położonym  w Polsce. Miało wielu mieszkańców, a niedawno wprowadzili się tam państwo Karlingowie. Było to młode małżeństwo spodziewające się dziecka. Pani Arletta, miła i niezwykle wyrozumiała kobieta uchodziła za piękność. Miała duże, niebieskie i wiecznie rozmarzone oczy. Jej kasztanowe, kręcone włosy opadały na ramiona. Zawsze była bardzo sprawna fizycznie, a do uprawiania różnych sportów namawiała innych. Uwielbiała  piłkę nożną, w którą  bardzo często grała ze swym mężem, Jackiem. Pan Jacek wysoki i niezwykle przystojny mężczyzna pracował jako adwokat w pobliskim sądzie. Dwudziestego czwartego kwietnia na świat przyszła Kaja. Dziewczynka odziedziczyła po mamie niezwykłą urodę i tak jak ona była ruchliwa , a także chętna do wszelkiego rodzaju gier. Pewnego dnia kiedy miała osiem lat wydarzyło się coś strasznego.
- Kochanie gdzie podziewa się Kaja, miała być w domu na obiad, a... – pan Jacek chciał powiedzieć coś jeszcze ale w tym momencie przerwała mu jego żona.
 - Jacku, przecież Kaja nie jest już malutkim dzieckiem, na pewno zaraz usłyszymy pukanie do drzwi. O, a nie mówiłam! Już otwieram! – pani Arletta  uchyliła drzwi ale stała za nimi sąsiadka państwa Karlingów wyraźnie czymś wstrząśnięta.
- Och witaj Irenko, co za niespodzianka! Mam dla Ciebie... Czy coś się stało?
- Arletto, Jacku! O Boże! Wasza córka...
- Co z nią? – zapytała łamiącym się głosem pani Arletta.
- Ona... Ona miała wypadek!
- Co się  stało? Gdzie ona teraz jest? Jak się czuje? Czy... – pan Jacek spojrzał z nadzieją na panią Irenę.
- Tak żyje, ale jej stan jest ciężki. Leży w tym samym szpitalu, gdzie ty, Arletto kiedy złamałaś nogę. Przechodziła przez ulicę, kiedy zza rogu wyjechał jakiś samochód i... – pani Irena nie mogła mówić dalej.
- Irenko wystarczy... Jacek, dzwoń po taksówkę muszę natychmiast zobaczyć Kaję...
                                                                          
                                                               ***
- Dzień dobry, nazywam się Jacek Karling, a to moja żona Arletta, jesteśmy rodzicami Kai i chcemy się z nią  zobaczyć.
- Oczywiście, Kaja jest już po operacji leży w sali nr trzy na pierwszym piętrze i... – ale pani Arletta i pan Jacek nie czekali na dalsze wyjaśnienia. Oboje byli już w drodze na górę.
- Jacku ja po prostu nie wiem jak to się mogło stać.
- Pan Jacek nie odpowiedział, dopiero po chwili wyjąknął - kochanie, to chyba ta sala. – Oboje stanęli jak wryci przed drzwiami, patrząc na siebie ze strachem. W końcu pani Arletta złapała za klamkę i otworzyła drzwi. Nie rozpoznali swojej córki. Jej twarz była całkiem zdeformowana , a z wargi lała się krew. Była podłączona  do szpitalnej aparatury. Kaja wydawała się taka cicha, taka krucha...
- Kaja! – jęknęła pani Arletta i dwie gorzkie łzy spłynęły jej po policzkach. Razem ze swym mężem stali przy szpitalnym łóżku i dopiero po kilku minutach spostrzegli, że nie są sami.
- Czy pan operował moją córkę? – zapytał pan Jacek
- Tak, ja ją operowałem. Czekałem na państwa. Muszę przyznać, że miała szczęście.
- pani Arletta  nie wytrzymała – Pan to nazywa szczęściem?! Bardzo się cieszę, że Kaja przeżyła ale te blizny na twarzy... Będzie je miała do końca życia!!!
Nie sądzę – odpowiedział spokojnie lekarz.
- Rany nie są zbyt głębokie i myślę że za sześć miesięcy nie będzie po nich śladu ale... jest coś co powinni państwo wiedzieć.
- Co powinniśmy wiedzieć? – wyjąknęła pani Arletta.
- Pańska córka... Cóż, ona nigdy już nie będzie chodzić.
- Nie... – pani Arletta rozkleiła się na dobre.
- Przykro mi... Też mam córkę, ona jest w śpiączce. Niech sobie państwo wyobrażą, idziecie odwiedzić swoje dziecko, a ono jest jedną stopą tu, z nami a drugą  już na tamtym świecie... – wydawało się, że ten wysoki postawny mężczyzna zaraz się rozpłacze ale on mówił dalej, choć głos wyraźnie mu drżał
- Nieraz wolałbym żeby Nina nie żyła... Ale dość o mnie. Kaja powinna obudzić się za jakieś pół godziny – po tych słowach lekarz wyszedł. Pani Arletta już nie płakała. Patrzyła ze współczuciem na odchodzącego doktora.
- Och,  biedny z niego człowiek – powiedziała po dłuższym milczeniu.
- Tak to prawda ale nasza Kaja... – usiedli na krzesłach postawionych przy łóżku dziewczynki. Nie mówili nic więcej. Zegar wiszący na ścianie wydawał się być zaczarowany. Jego wskazówki poruszały się wyjątkowo wolno. Po czterdziestu minutach pan Jacek zapytał:
- Może powinniśmy iść po lekarza...
- Ciiii... Kaja drgnęła... –
- Co? Och rzeczywiście! Kaja! – oboje zerwali się na równe nogi
- Kochanie słyszysz mnie? Pani Arletta nie uzyskała odpowiedzi, jednak Kaja nadal się poruszała i po pięciu minutach wydobyła z siebie krótkie ,, aaa ” na, które pan Jacek i jego żona aż podskoczyli. Później oboje rozmawiali ze swoją córką  i już teraz powiedzieli jej o wózku, z którym nigdy się nie rozstanie. Po wysłuchaniu rodziców dziewczynka dostała ataku histerii  i pielęgniarka musiała podać jej środek uspokajający, ponieważ  Kaja chciała odłączyć się od aparatury, która na razie utrzymywała ją przy życiu. Kiedy dziewczynka zasnęła pani Arletta nadal płakała. Nie potrafiła nazajutrz zaczynać rozmowy po, której jej córka chce
popełnić samobójstwo., jednak po kilku miesiącach spędzonych w szpitalu dziewczynka oswoiła się z myślą, że już nie będzie chodzić. Wreszcie pani Arletta i pan Jacek dostali wypis ze szpitala. Kaja w końcu była w domu!
                                                                              ***
-Witam państwa w programie ,, Droga Świętości’’. Dzisiaj zajmiemy się sportem, którym jak wiadomo fascynował się nasz papież Jan Paweł II. W naszym studiu gościmy pana Edwarda, który od dwudziestu pięciu lat uprawia wiele rodzajów sportu... – program ten codziennie od roku oglądała cała rodzina państwa Karlingów, jednak dziś dogłębnie poruszył on Kaję.
- Jak oni mogą mówić, że każdy powinien uprawiać jakiś sport!? Ja nie mogę, grać w piłkę nożną, siatkówkę ani w żadną inną grę, a oni... Oni po prostu nie myślą o takich osobach jak ja!
- To nieprawda Kaju – czule powiedziała pani Arletta.
- Przecież można... – pan Jacek nie zdążył dokończyć, gdyż Kaja wybuchła
- Można co?! Można sobie pomarzyć, tak!? Mam tego wszystkiego dosyć!
-  Kaju... – pani Arletta chciała powiedzieć coś jeszcze ale Kaja już wyjeżdżała z salonu.
- ... a więc żegnam państwa i przypominam o bezpłatnym numerze telefonu pod, który będzie można dzwonić już za dwa tygodnie w razie pytań . Do widzenia! – państwo Karlingowie mieli nadzieję, że wraz z końcem programu minie złość Kaji ale się mylili.
- Kaju, kochanie zjedz z nami obiad. – powiedziała pewnego dnia pani Arletta
- Nie jestem głodna.
- Ale przecież...
- Nie jestem głodna! Rozumiesz? – zły nastrój dziewczynki udzielał się wszystkim. Nie było już tego miłego i radosnego dziecka, co bardzo martwiło panią Arlettę i pana Jacka. Pewnie dlatego dwa tygodnie później pan Jacek zadzwonił do programu ,, Droga Świętości’’, gdzie powitał go miły, kobiecy głos:
- Dzień dobry! W czym mogę pomóc?
- Dzień dobry. Nazywam się Jacek Karling i dzwonię w związku z czterysta piątą emisją programu ,, Droga Świętości’’. Mówiliście wtedy o sporcie, podaliście wiele dyscyplin dla osób, które są bardziej lub mniej sprawne fizycznie ale nie było niczego dla ludzi, którzy są inwalidami i np. jeżdżą na wózkach, jednak ja słyszałem o klubach sportowych gdzie tacy ludzie mogą grać choćby w koszykówkę. Mieszkam w Janowie i chciałbym znać adresy takich klubów. – kobieta po wysłuchaniu pana Jacka nie odzywała się jeszcze przez dłuższy czas, w końcu jednak podała mu kilka takich adresów i rozłączyła się. Następnego dnia Kaja, razem z rodzicami jechała do jednego z klubów sportowych oferowanych przez kobietę z programu ale w drodze do niego nadal była nachmurzona.
- Kochanie niedługo będziemy na miejscu – powiedziała pani Arletta, kiedy przebyli już
około trzech czwartych drogi.
- Mamo,  ja się nie nadaję do tego klubu! Nie umiem grać w koszykówkę!
- Ależ Kaju, oczywiście że się nadajesz! O to tutaj! – Budynek w, którym mieścił się klub był wyjątkowo ładny i zadbany. Jego mury pokrywała pomarańczowa farba, a naokoło rosły piękne kwiaty.
- Widzisz jak tu ładnie! Jestem pewna, że zajęcia Ci się spodobają!
- A ja, jestem pewna, że nie! Och czy naprawdę muszę tam być?
- Oczywiście, że musisz panienko! Brakuje nam kogoś w drużynie, a ty spadłaś nam jak z nieba! – Kaja obejrzała się. Stał za nią wysoki, uśmiechnięty mężczyzna z krótko przystrzyżonymi, blond włosami.
- No dobrze. Zostanę! A kim pan jest? Ja nazywam się Kaja Karling.
- A ja Waldemar Krat. Będę twoim instruktorem. Zapraszam do środka. – pierwsza lekcja upłynęła Kaji bardzo szybko i przyjemnie. Treningi odbywały się raz w tygodniu, a dziewczynka bardzo je polubiła. Teraz miała wielu przyjaciół, którzy tak jak ona nie mogli chodzić i doskonale ją rozumieli. Pewnego dnia po lekcji trener podszedł do Kaji i jej rodziców, aby poinformować ich o przerwie świątecznej po czym powiedział:
- W zdrowym ciele zdrowy duch. Sprawdziło się przysłowie, co?
- Jak pan może tak mówić, przecież ja nie jestem zdrowa! A pan...
- Och, Kaju, Kaju! Ale masz teraz zdrowego ducha, prawda? Kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłem wiecznie byłaś nachmurzona i niemiła dla otoczenia. Teraz bardzo się zmieniłaś, a tak nawiasem czy twoje nogi nie są sprawniejsze?
- No chyba...
- a i chciałem powiedzieć, że pańska córka świetnie radzi sobie w drużynie. I oby tak dalej!

 

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur