Ma jeszcze czas, by wypełnić ciałem wodę, by zdrapać z nieba skórę i wybić okno słońcu.
Śmierć jest jak chłopczyk biegnący przez las, chowający strach za cienką kreską warg,
jak dzień, co wyszedł przed świtem
i widzi porośnięte światłem schody, wilgotne liście twarzy rozłożone na stole. Głowy pełne powietrza na przegubach dłoni. |