Śnił mi się konwój powietrza do miejsca, skąd wraca pieśń - ciemna darń w gardle.
Wypełza z nas miłość w tym lesie bez drzew. Nie powtórzysz się, nie wtedy i jeszcze nie tak.
Byliśmy nie z tego świata nad słońcem, lecz żywi pod chmurami, nie zasłaniając twarzy.
Tkaliśmy szal z włosów twardych jak gałąź, nie do zerwania z ramion. |